Autor |
Wiadomość |
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 22:41, 29 Kwi 2015
|
|
PROLOG
Narodziny i śmierć są łatwe. Najtrudniejszą rzeczą w naszym życiu jest… właśnie ŻYCIE! Jego życie od początku było drogą usłaną cierpieniem i bólem. By przetrwać musiał nauczyć się żelaznej zasady… Musiał nauczyć się żyć bez niczego i pogodzić ze swoją w samotnością polegając jedynie na sobie. Umarł w nim optymizm, potem miłość i nadzieja, a narodził się spryt, ambicja i brak zaufania. Robił wszystko żeby przetrwać i pokazać wszystkim, którzy go skreślili, że też może być KIMŚ. Jego sposobem na życie stało się motto ; Silni wygrywają, a słabi giną.
OBSADA;
[link widoczny dla zalogowanych] - Michael Tegan Anderson – Dwudziestosześcioletni złodziej i handlarz samochodów najwyższej klasy. Jest najlepszym profesjonalistą w dziedzinie kradzieży. Kradzież to nie tylko jego zawód, ale także hobby. Od trzech lat ścigany przez policję, która z braku dowodów jest bezsilna w stosunku do jego przestępstw. Wszystko, co do tej pory osiągnął zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie.Zawsze pracuje sam. Zaufaniem darzy tylko siebie. Jest pedantem,który nie lubi niezdrowej żywności i nie potrafi żyć bez sportu. Papierosy, alkohol i narkotyki to dla niego wróg od którego trzyma się, jak najdalej. Jego jedyny nałóg i słabość to szybkie samochody i motory na których dostarcza sobie adrenaliny. Nigdy nie był zakochany, co więcej nawet nie ma tego w planach. Uważa, że tylko słaby mężczyzna potrzebuje kobiety, by umilić sobie życie.
[link widoczny dla zalogowanych] - Renesme Naomi Sparks – Dwudziestojednoletni złodziejka. Wychowała się na ulicy zdobywszy ksywkę ,, Czarna Dama" niestety do damy jej daleko. Choć jest piękna i inteligentna to klnie, jak szewc. Jej prawy sierpowy powalił nie jednego przeciwnika, który stanął na jej drodze. Kocha niezdrowe jedzenie, piłkę nożną, kosza i wyścigi samochodowe na których zawsze wygrywa. Wypala dwie paczki dziennie , a kiedy balanguje pije do upadłego. Jest zmorą tutejszej policji, która nie ma już siły do tak krnąbrnej przestępczyni.
[link widoczny dla zalogowanych] -Damaris Arch – Dwudziestopięcioletnia policjantka. Twarda sztuka z wielkim i porywczym temperamentem. Biada temu, kto stanie na jej drodze.
[link widoczny dla zalogowanych] -Lucan Donowan - Dwudziestoośmioletni glina. Najlepszy w swoim fachu bardzo inteligentny i sprytny. A jeszcze bardziej uparty.
Reszta obsady;
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
ENTRADA
https://www.youtube.com/watch?v=0nkzC4yG4ps
UWAGA!
Odpowiadanie będzie zawierało wulgaryzmy i scenki erotyczne. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Pią 10:17, 08 Kwi 2016, w całości zmieniany 18 razy
|
|
|
|
|
|
CamilaDarien
Początkujacy
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 19:25, 30 Kwi 2015
|
|
Prolog i opis postaci boskie! Czekam na pierwszy rozdział, kochanie moje |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia Czw 19:25, 30 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 21:25, 30 Kwi 2015
|
|
Dziękuję za komentarz, a co do rozdziału to dam ci znać, jak zacznę go pisać |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CzarnaLilia
Początkujacy
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 20:44, 23 Cze 2015
|
|
To kiedy ten rozdział? Czekam, czekam i doczekać się nie mogę... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Sob 20:39, 18 Lip 2015
|
|
Niestety ale se jeszcze poczekasz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CamilaDarien
Początkujacy
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 21:07, 30 Lip 2015
|
|
Dawaj ten rozdział! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 23:01, 30 Lip 2015
|
|
Rozdział 1
Odjechał z piskiem opon, pozostawiając za sobą sznurek goniących go gliniarzy, którzy po kilkuminutowym pościgu odpuścili, wiedząc, iż nie są w stanie go dogonić. Skradzione auto było o wiele szybsze niż te, którymi poruszali się policjanci, mający go złapać. Zresztą dla blondyna żaden samochód nie był przeszkodą do tego, by zgubić jakikolwiek ogon. Jego żywiołem były wyścigi samochodowe, jak i motorowe, a dodatkowym atutem był fakt, że miasto, w którym mieszkał, znał jak własną kieszeń. Każda uliczka mała czy duża, każdy zakamarek miał w małym palcu. A więc ucieczka była dla niego bułką z masłem. Kwadrans później był już w swoim tajnym magazynie, by ukryć skradzione auto. Upewniwszy się, że samochód jest bezpieczny, podszedł do szafki, wyjął z niej ubranie na zmianę i w przeciągu kilku sekund ubrał się w nowy strój, a poprzedni schował w miejsce tamtego. Wyprowadził motor i ruszył ku domowi, zamykając magazyn na automatyczny zamek. Jakieś trzydzieści minut później siedział już w salonie na kanapie ze szklanką soku pomarańczowego w ręku i wykonywał telefon do człowieka, który zadba o zmianę wyglądu samochodu na czas transportu do jego klienta.
- Auto stoi w magazynie numer 142, masz je tak przerobić, by nie było żadnej wpadki na granicy, jasne?
- Jasne, szefie. - Odpowiedział głos po drugiej stronie.
- Po skończonej robocie zadzwonisz do mnie, jeśli będę zadowolony z efektów twojej pracy, od razu ci zapłacę.
- Ma się rozumieć, szefie.
Po rozmowie z Alfredo, bo tak na imię miał właśnie owy blacharz samochodowy, Michael wykonał kolejny telefon, tym razem do swojego klienta.
- Zamówienie zrealizowane, panie Maccenzi. - Poinformował bez zbędnych ceregieli i wstępów grzecznościowych. Jutro wyślę panu zdjęcie przerobionej bryki. Pan natomiast przeleje forsę na moje konto, gdy tylko ona wpłynie, ja wyślę Pana zamówienie pod wskazany adres, rozumiemy się?
- Tak.
- Świetnie.
Po tejże krótkiej, ale rzeczowej rozmowie blondyn rozłączył się. Dopił sok, po czym poszedł do kuchni umyć szklankę. W jego mieszkaniu trudno było znaleźć choćby najdrobniejszy pyłek kurzu, a co dopiero bałagan. Jak to pedant, wszystko musiało nie tylko lśnić, ale też leżeć na swoim miejscu. Michael nie tylko dbał o czystość, ale także o zdrowie i kondycję. W jego jadłospisie przeważały owoce i warzywa oraz ryby. Mięso owszem, ale przyrządzone w taki sposób, by nie podniosły cholesterolu. Wszelkie fast-foody nie wchodziły w grę, alkohol, papierosy, a tym bardziej narkotyki były kategorycznie wykreślone z jego życia. Jeśli chciał się wyluzować, uspokoić czy zabawić, wsiadła do auta lub na motor i to wystarczyło. Sport także był dla niego nie tylko dziedziną, dzięki której utrzymywał kondycję, ale też sprawiał, iż stawał się spokojniejszy. Był samotnikiem, który polegał cały czas na sobie. I wszystko co zdobył w życiu, zawdzięcza własnej pracy i determinacji. Skończone studia sprawiły, iż był w stanie złożyć własną firmę, jednak miłość do samochodów, a także chęć powkurwiania gliniarzy sprawiły, że zaczął kraść. Jego niechęć do policji wynikała ze zdarzeń mających miejsce w jego przeszłości.
*******************
Po skończonym wyścigu pożegnała się z kumplami i wróciła do domu. A raczej do rudery, w której mieszkała z matką i trojgiem młodszego rodzeństwa. Już od progu powitała ją pijana rodzicielka, pytając, czy przyniosła może dla niej jakąś flaszeczkę. A kiedy Renesme bez słowa ominęła ją, udając się do kuchni w zamiarze przygotowania kolacji dla młodszych członków rodziny, ta wpadła w szał i zaczęła rzucać czym popadnie w brunetkę.
- Ty zdziro, jak śmiesz mnie ignorować?! - Wrzeszczała. - Jakim prawem przychodzisz do mojego domu bez wódki?! Całe dnie spędzasz poza domem i nie zarobiłaś dla swojej mamusi na choćby małą buteleczkę wódeczki?! Dajesz dupy byle komu, a nie bierzesz za to kasy?! Chuj z Ciebie, a nie Ku**a!
Renesme przyzwyczajona do takiego zachowania swojej matki, nie tylko bez problemu robiła uniki, ale też olewała jej słowa. Ulica ją wychowała i tym samym nauczyła jak być twardą i waleczną. Odkąd ojciec Renesme zmarł, ich życie zamieniło się w piekło. Matka, która piła od zawsze, zaczęła chlać jeszcze więcej, mając gdzieś swoje dzieci i ich potrzeby. A więc na Esme spadły wszystkie obowiązki. Dwunastolatka, która musiała dorosnąć, by zaopiekować się bratem i matką alkoholiczką. W tym wieku nie mogła dostać nigdzie pracy, a więc jej jedynym zarobkiem mogła być kradzież lub żebractwo. W dzień żebrała, w nocy kradła, a kiedy opanowała do perfekcji zawód złodziejki, stała się nią całodobowo. Stawała na głowie, by jej brat i ona mieli co jeść. Tymczasem matka przygruchała sobie nowego partnera. Josef pracował, ale wszystko co zarobił, przepijał razem z Lidią. Renesmę i Paul byli dla niego jak zadra w dupie, o czym matka wiedziała, jednak miała to gdzieś, że jej nowy ukochany krzyczy czy też podnosi rękę na jej dzieci. Cztery lata ten mężczyzna spędził w ich domu, a potem odszedł do innej, pozostawiając po sobie złe wspomnienia i dwie córki. Wtedy na brunetkę spadły dodatkowe obowiązki. Nie tylko musiała zadbać o siebie i Paula, ale też o dwie nowe siostry. Kradła, by mieli co jeść i kłamała. Kłamstwa pomagały jej w tym, by żadna opieka nie zabrała jej rodzeństwa ani jej do domu dziecka. Faktem było, że życie u boku takiej matki było mało przyjemne, ale życie w domu dziecka brunetce wydawało się jeszcze gorsze. Ich domem była dwupokojowa rudera bez łazienki i z małą kuchnią, żadnych wygód, jednak to był ich dom... dom, w którym Renesme chociaż nie była szczęśliwa, to miała pewność, że nikt nie rozdzieli ją z rodzeństwem tak jak to robią w domach dziecka. Na ulicy nauczyła się dużo więcej niż sądziła, że może się nauczyć. Potrafiła nie tylko kraść, ale też jeździć samochodem i motorem, dzięki temu zaczęła brać udziały w nielegalnych wyścigach. Na początku rzecz jasna zawsze przegrywała, ale w tej chwili nie miała sobie równych. Do szkoły starała się chodzić w miarę możliwości szczególnie, że nie chciała przyciągnąć uwagi jakieś opieki czy innej instytucji, poza tym bardzo lubiła naukę.To dzięki zapałowi do nauki zdobyła ogromną wiedzę na temat samochodów i motorów. Gdyby chciała, mogłaby spokojnie podjąć pracę jako mechanik, niestety z tego byłoby niewiele pieniędzy, poza tym mało kto chciał przyjąć kobietę do tego fachu. Ona sama też wolała żyć z wyścigów czy też kradzieży. Niestety jej matka uważała, że skoro znika na noce i dnie, to zarabia na dom swoim ciałem. Renesme nie miała ani siły, ani ochoty tłumaczyć jej, że jest inaczej. Najważniejsze, że zarabiała na wychowanie swojego rodzeństwa, a co myślała o niej rodzicielka, miała gdzieś. Zamyślona i skupiona na robieniu kolacji nie zwracała uwagi na kolejne wyzwiska swojej matki. Zareagowała dopiero wtedy, gdy Lidia rzuciła się z łapami na małą Elisę.
- Ty smarkulo, jak śmiesz mi przerywać! - Krzyczała, szarpiąc małą. - Spierdalaj do pokoju, jak nie chcesz oberwać! - Wrzeszczała coraz głośniej, szarpiąc Eli coraz to mocniej za jej malutkie ramię.
- Zostaw ją! - Warknęła nagle brunetka, wyrywając z łap matki swoją najmłodszą siostrę i biorąc ją w ramiona.
Owe krzyki sprawiły, że po chwili w kuchni pojawił się też Paul i Megan.
- Ty niewdzięczna krowo! - Krzyknęła, podnosząc rękę na brunetkę w zamiarze uderzenia jej.
- Mamo! - Krzyknęli oboje z przerażeniem w oczach, widząc, co rodzicielka chce zrobić.
Renesmę jednak była szybsza i złapała dłoń matki, nim ta zdążyła zadać cios.
- Nie waż się nigdy więcej podnosić rękę na którekolwiek z nas, bo przysięgam, że następnym razem ci oddam. - Zagroziła, ściskając dość mocno nadgarstek Lidii, by pokazać, że nie żartuję i to jest jej ostatnie ostrzeżenie.
Kobieta choć wciąż była wściekła, wyrwała dłoń i udała się do pokoju. Gdy tylko matka zniknęła jej z pola widzenia, pozostałe rodzeństwo przytuliło się do niej. Kucnęła, by móc ucałować każde z nich i uspokoić tuląc do siebie.
- Już jest okej, a teraz szanowni Państwo, jeśli chcecie jeść, to musicie jeszcze przez chwilę zająć się Eli, bym mogła nam nałożyć. - Powiedziała, posyłając im najcieplejszy uśmiech, na jaki potrafiła się obecnie zdobyć.
*******************
- Powiedzcie mi chłopcy, tylko tak szczerze, jakim cudem dostaliście się do policji? - Zapytał, starając się, by jego głos brzmiał jak najbardziej spokojnie, chociaż tak naprawdę wszystko w nim wrzało ze wściekłości.
- No jak to jak? Normalnie. - Odpowiedział jeden z nich, spoglądając na swojego przełożonego jakby był nienormalny.
- Zdaliśmy testy i...
- Nie wiem, jakie testy zdaliście, ale na pewno nie takie, które pozwalają pracować w policji! - Warknął, zrywając się na równe nogi od swojego biurka. - Dobry glina już dawno, by złapał tego złodzieja, a wy tymczasem ciągle go gubicie! Mało tego, za każdym razem ten sukinkot robi z was frajerów! W takim tempie i przy tak owocnej pracy jak wasza, to my nigdy go nie dorwiemy! Więc albo weźmiecie się w garść i zaczniecie pracować jak należy, albo...
- Ale szefie, jak mamy go dorwać, skoro on zawsze ucieka sportowym autem, przy którym nasze radiowozy wyglądają jak hulajnoga. - Odezwał się jeden z nich, nie dając skończyć komisarzowi.
- Gdyby szef załatwił nam lepszy samochód... - Wtrącił się drugi.
- Wy nawet helikopterem nie potrafilibyście go dogonić! - Krzyknął, uderzając pięścią w blat biurka z tej całej złości. - Tacy z was nieudacznicy. - Dodał, mierząc jednego i drugiego od dołu do góry pogardliwym spojrzeniem.
- Szefie, ale my naprawdę...
Zaczął Alfredo, ale pukanie do drzwi natychmiast zamknęło mu usta.
- Proszę. - Syknął komisarz.
I nim dwóch nieudaczników się przesunęło, do pokoju wtargnął Lucan. Na widok swoich ludzi od razu zrozumiał, po co został wezwany do komisarza.
- Kretyni. - Syknął, stając obok nich.
- Tak, kretyni, a Ty możesz także się pod tym podpisać. - Skomentował komisarz. - Kiedy mi ich polecałeś, byłem pewny, że wiesz, co robisz. Teraz jednak widzę, że było błędem słuchanie się Ciebie. Dlatego od dziś oni siadają za biurko, a Ty bierzesz te sprawę.
- Szefie, ale....
- Żadne ale! To ja tu dowodzę, a wy macie słuchać, jasne?!
- Tak. - Odpowiedzieli obaj panowie, którzy zostali zdegradowani na niższe stanowisko.
- Widzę Lucan, że Ty nie zrozumiałeś, a więc pozwól, że ci wyjaśnię. Otóż jesteś najlepszym gliną w tym wydziale, jak i nie w Meksyku. I gdyby nie twoja prośba, od razu bym cię przydzielił do tej sprawy, jednak na twoją prośbę postanowiłem dać szansę chłopakom, którzy jak widzisz, NIE SPRAWDZILI SIĘ. Dlatego teraz Ty się nią zajmiesz, jasne?
- A co ze sprawą Flina Baxterego i Susany Tipton?
- Tym zajmie się ktoś inny.
- Rozumiem.
- Świetnie. A teraz wynocha z mojego gabinetu i do roboty.
Alfredo jak i Zach prawie, że wybiegli, natomiast Lucan zatrzymał się na chwilę i zapytał:
- Rozumiem, że mam pracować sam nad tą sprawą?
- Ależ skąd. Jutro przyjadą cztery nowe osoby, jedną z nich ci przydzielę.
- Dobrze szef wie, że nie ma takiej potrzeby. Zapytałem tylko po to, by mieć pewność, że cała sprawa jest dla mnie.
- Niestety, nie tym razem, Lucan.
***************************
Następnego dnia.
Siedział w wygodnym fotelu, popijając zieloną herbatę kiedy do jego stolika podszedł Russo. Nie czekając na zaproszenie, od razu zajął miejsce przy stoliku po przeciwnej stronie.
- Gadaj. - Odezwał się blondyn, jak tylko Russo zamówił se drinka.
Mężczyzna odczekał chwilę, aż kelner zniknie z ich pola widzenia, pochylił się lekko do przodu, by Michael mógł go lepiej słyszeć.
- Jest zamówienie na dwanaście aut. Gość jest dziany i zapłaci każde pieniądze za żądany towar. Wchodzisz w to? - Zapytał Aaron, podając mu listę z zamówieniem.
Michael wziął do ręki kartkę, szybko przeczytał i aż gwizdnął z wrażenia. Po czym na jego twarzy pojawił się znowu poważny wyraz twarzy.
- Ile czasu? - Zapytał, upijając łyk herbaty.
- Miesiąc. - Odparł niewzruszony Russo.
- Mało.
- Żartujesz?
- Nie.
- Stary, no nie bądź idiotą i nie pozwól, by taka forsa przeszła ci koło nosa. - Rzekł oburzony nie mogąc zrozumieć, że blondyn chce przepuścić taką szansę na zarobek.
- Zapominasz chyba, że działam sam. A sam nie zgarnę dwunastu aut w trzydzieści dni. - Wyjaśnił Andersson widząc gwałtowną reakcję kumpla.
- A dlaczego?
- Bo nim przystąpię do działania, muszę obmyślić strategię, by nie było żadnej wpadki. Następnie muszę dobrze obeznać się z miejscem, w którym owe cacko się znajduje. Przy każdej kradzieży muszę mieć inny plan. Samochody z tej listy są wręcz bezcenne i one nie stoją sobie od tak na ulicy. Co więcej, każdy jest z innego zakątka świata, a to wymaga podróży. Może i jestem najlepszy, ale nie jestem jakimś superbohaterem.
- Czyli co, rezygnujesz?
- Gdybym miał więcej czasu, może i bym się tego podjął, w takiej sytuacji niestety muszę zrezygnować.
- Niestety, ale więcej czasu to on ci nie da. - Zastrzegł.
- Trudno, w takim razie podziękuj mu za ofertę i przekaż, że jej nie przyjmuję. - Odparł wzruszając ramionami jakby nic się nie stało.
- A gdybyś... Gdybyś zatrudnił kogoś jeszcze do tej roboty?
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- A dlatego, że zawsze pracuje sam.
- To zrób choć raz cholerny wyjątek i...
- Nie.
- Człowieku, czy Ty nie rozumiesz, że możesz zgarnąć prawie pięćdziesiąt milionów dolców, jeśli nie więcej. Uwierz, że gdybym znał się na tej robocie, chociaż w połowie tak jak Ty, bez wahania bym się jej podjął.
- I już przy pierwszej kradzieży siedziałbyś w kiciu.
- Wiem i dlatego przyszedłem z tym do Ciebie. Posłuchaj, potrzebuję kasy na operację dla małej, a dzięki tej robocie byłbym uratowany. Błagam, przyjmij tę ofertę.
- Sam nie dam rady.
- Jeśli chcesz, poszukam ci kogoś zaufanego. - Zaproponował chcąc przekonać w ten sposób Michaela do podjęcia ów zajęcia.
- Kogoś zaufanego? Człowieku, znamy się osiem lat, a Ty wciąż nie pojąłeś, że ja nie ufam nikomu. - Wyznał dla przypomnienia widząc, że kolega się chyba zapomniał.
- A ja? - Zapytał szczerze zdziwiony.
- Tobie też nie ufam, ale wiem, że mnie nie wkopiesz, bo sam byś poszedł na dno.
- No dobra, ja jestem dla Ciebie pewniakiem. W takim razie znajdę ci pewniaka, o ile zgodzisz się na tę robotę. - Nalegał mając nadzieję, że w końcu coś wskóra.
- Zrobimy tak... Ty przyprowadzisz do mnie tego pewniaka, a wtedy ja zastanowię się nad ofertą.
- Okej.
- Skoro wszystko jasne, spadam. - Powiedział blondyn, upijając ostatni łyk herbaty, po czym wstał od stolika, rzucając na blat należność za herbatę i drinka zamówionego przez kumpla.
*****************************
Miał już schodzić ze zmiany, kiedy w komisariacie pojawił się Diego razem z Renesme. Dziewczyna jak zwykle szarpała się i wyklinała każdego, kogo tylko mijała po drodze.
- No i co się gapicie, głupie palanty?! - Zapytała, mierząc wzrokiem wszystkich policjantów, którzy w obecnej chwili przyglądali się całemu zdarzeniu. - A ty mnie puść, głupi fiucie, inaczej pożałujesz. - Groziła, szarpiąc się z policjantem, który ją aresztował.
- Ej maleńka, co tym razem nawywijałaś? - Odważył się zapytać jeden z gliniarzy.
- Odgryzłam fiuta takiemu jednemu grubemu i ciekawskiemu skurwysynowi jak Ty! - Warknęła, rzucając mu zabójcze spojrzenie. - Puścisz mnie wreszcie, frajerze?
- Milcz! - Usłyszała nagle, stając na przeciw bruneta.
- No proszę, nasz słynny glina, szanowny pan Lucan Donowan we własnej osobie.
- Zawiedziona?
- Ależ skąd. - Powiedziała, lustrując go od dołu do góry z cwaniackim uśmiechem. - Nareszcie mam okazję powiedzieć ci kutasie, że wcale nie jesteś taki dobry za jakiego cię tu wszyscy mają.
- Serio?
- Serio. Powiem więcej, powinni im jeszcze dopłacać za to, że mieli odwagę zatrudnić kogoś tak niezdarnego jak Ty.
Jej słowa nie robiły na nim wrażenia ani trochę. Po pierwsze wiedział, że nie ma racji, po drugie chciała najechać mu na ego, by samej dobrze się poczuć, a po trzecie każdy na tym komisariacie znał Renesmę Naomi Sparks jak własną kieszeń, ponieważ była ich częstym gościem. I za każdym razem scena była taka sama, brunetka szarpała się, klęła, najeżdżała na ambicję, komu się dało. Gadała, krzyczała, robiła wszystko, by mieli jej dość. I niestety, w większości przypadków jej starania przynosiły rezultat, na jej korzyść oczywiście. Może ze dwa razy się zdarzyło, że spędziła noc w celi. Jednak policjanci, którzy wtedy byli na posterunku, już następnego dnia się zwolnili, gdyż brunetka dała im do wiwatu. Tak więc od tamtego czasu, mimo iż wciąż ją zatrzymywano za różnego rodzaju przestępstwa, to i tak po nie więcej niż godzinie zostawała wypuszczana na wolność. Lucan do tej pory nie miał przyjemności, gdyż najczęściej był w terenie. Tym razem jednak los chciał inaczej i postawił ów krnąbrną piękność na jego drodze. A on mimo że był zmęczony, postanowił zająć się ich stałą klientką.
- Za co ją zatrzymałeś? - Zapytał, spoglądając na wykończonego Diego, który wciąż próbował okiełzać brunetkę.
- W barze u Gustawa pobiła dwóch gości.
- Bo skurwiele przystawiali się do mnie. - Warknęła.
- Jednemu połamała nos, drugiemu kolano.
- Gdybyś mnie nie powstrzymał, śmieciu, to połamałabym im wszystkie gnaty.
- Zaprowadź ją do sali przesłuchań.
- A po chuj, skoro w minutę mogę ci opowiedzieć, co się wydarzyło. - Skwitowała krótko.
- Może i Tobie zajmie to minutę, ale mnie przedstawienie ci zarzutów, za które pójdziesz siedzieć, zajmie o wiele dłużej niż minutę.
- Jakich Ku**a zarzutów?! Przecież ja się tylko broniłam, frajerze.
- Obraza policjanta, używanie przemocy, kradzieże, wszczynanie awantur w miejscu publicznym... Mam wyliczać dalej?
- A wyliczaj se, ile chcesz. - Bąknęła pod nosem, nie bardzo przejmując się jego słowami. - Za godzinę i tak mnie stad wypuścisz. - Dodała z taką pewnością w głosie, iż przez chwilę Lucan miał wątpliwości, czy warto tracić na nią czas.
Jednak ta chwila tak szybko jak się pojawiła, tak i zniknęła.
- Za godzinę to Ty będziesz mnie błagała, żebym cię wypuścił. - Odparł, posyłając jej cwaniacki uśmiech.
********************
Właśnie wrócił z wieczornego joggingu i jedynie o czym marzył to prysznic, szklanka soku i sen, tymczasem ledwo wszedł na dwa schodki prowadzące na górę, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Zamierzał go zignorować, jednak niezapowiedziany gość wyraźnie dawał znać, że nie odejdzie dopóki nie zostanie wpuszczony. Zrezygnowany blondyn w końcu poszedł otworzyć drzwi.
- Czy Ty mi robisz to specjalnie? - Zapytał zdenerwowany Russo, wchodząc bez zaproszenia do środka.
- Wyrzuć tego peta albo opuść mój dom. - Usłyszał ledwo stanąwszy w holu.
- Wybacz, z tych nerwów zapomniałem się. - Powiedział, cofając się i rzucając papierosa na chodnik.
- Wychodząc, masz to świństwo zabrać z mojego terenu. - Rzekł Michael, zamykając za nim drzwi.
- Dobrze, jaśnie Panie. - Odpowiedział zirytowany faktem, że kumpel zwraca mu uwagę na takie pierdoły w chwili, kiedy są sprawy dużo poważniejsze.
- Świetnie, a teraz gadaj czego chcesz?
- Czego ja chcę?! - Zapytał zdziwiony. - To chyba ja powinienem zapytać, czego TY chcesz?
- Przychodzisz do mojego domu późno w nocy i pytasz mnie, czego ja chcę? Upiłeś się czy wciągałeś jakiś klej? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, spoglądając podejrzliwie na Aarona.
- Człowieku, podesłałem ci trzech ludzi, którzy idealnie nadawaliby się do tej roboty, a Ty co?! Skreśliłeś wszystkich!
- Owszem.
- A możesz Ku**a powiedzieć dlaczego?
- Bo się nie nadawali.
- Serio?! A może Ty nie chcesz wziąć tej roboty i stąd te twoje wymysły, że się nie nadawali.
Andersson widząc, że rozmowa zapowiada się na dłuższą, zaprosił Russo do kuchni.
- Chcesz soku? - Zapytał, jak tylko przekroczyli próg pomieszczenia.
- Wódki. - Odparł, siadając przy stole.
- Nie mam. - Odpowiedział blondyn, rzucając kumplowi gniewne spojrzenie.
- Wiesz co, Miki, czasem się zastanawiam, jakim cudem zostaliśmy kumplami, skoro tyle nas różni.
- Przejdziesz w końcu do sedna sprawy czy teraz będziemy roztrząsać plusy i minusy naszej znajomości? - Zapytał, siadając po drugiej stronie stołu ze szklanką soku pomidorowego.
- Ja już powiedziałem, co chciałem powiedzieć, teraz czekam na twoje wyjaśnienia.
- Masz rację, nie palę się do tej roboty, bo jak wiesz, nienawidzę polegać na kimś. A będę musiał to robić, zatrudniając kogoś do pomocy. Nie lubię dzielić się obowiązkami czy czymkolwiek z kimś, komu nie ufam.
- Mi nie ufasz, a dzielisz się ze mną szmalem.
- Bo załatwiasz mi zlecenia i jak już mówiłem, jesteś pewniakiem.
- Czyli nie pomożesz mi w zdobyciu kasy na operację dla córki?
- Mogę podjąć się innego zlecenia lub pożyczyć ci tą forsę.
- Za inne nie dostaniesz tyle szmalu, a jałmużny nie chcę.
- To pożyczka, a nie...
- Skoro moja chora córka cię nie przekonuje, to może przekona cię fakt, że sprawę skradzionych przez Ciebie samochodów prowadzi Lucan Donowan.
W tym momencie Michael zesztywniał. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CamilaDarien
Początkujacy
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pon 20:01, 03 Sie 2015
|
|
Aaaaa, kochana, nawet nie wiesz, jaką mi radochę sprawiłaś tym rozdziałem!
U Michaela widzę praca wrze pełną parą, a co za tym idzie interes się kręci. Mniemam, że sprawy się jednak mocno skomplikują przez to zlecenie na kradzież dwunastu samochodów.
Renesme ma okropną matkę! Jak Lidia może tak traktować własne dzieci?! Toż to niewybaczalne i w ogóle kurewskie zachowanie z jej strony! Dobrze, że Renesme opiekuje się swoim młodszym rodzeństwem i broni ich przed matką pijaczką. Widać, że cała czwórka nie ma łatwo, a Renesme to już w ogóle, bo w tak młodym wieku musiała przejąć obowiązki, które w normalnych warunkach wykonują zazwyczaj dorośli. W każdym razie strasznie mi ich żal wszystkich, że mają taką okrutną matkę.
Alfredo i Zach dostali repremendę od samego komendanta za spapraną robotę, hehe
anetta418 napisał: | - Ale szefie, jak mamy go dorwać, skoro on zawsze ucieka sportowym autem, przy którym nasze radiowozy wyglądają jak hulajnoga. - Odezwał się jeden z nich, nie dając skończyć komisarzowi. |
To było najlepsze!
No i potem wpadł Lucan i jemu komisarz dał sprawę Michaela, czyli złodzieja, którego nie umieli złapać ci dwaj kretyni, hehe!
Jestem ciekawa czy Michael w końcu zgodzi się na to zlecenie, bo skoro zawsze działa w pojedynkę, to faktycznie ciężko mu będzie zgarnąć 12 aut w 31 dni Najlepiej gdyby jakimś cudem połączył siły z Renesme, ale prędzej mi na dłoni kaktus wyrośnie, niż on zgodzi się na współpracę z babą... A skoro nikomu nie ufa, to wątpię, żeby chciał w to bagno pakować kogokolwiek, czy to faceta, czy kobietę. Aaron bardzo na niego naciska, bo potrzebuje pieniędzy na operację swojej chorej córeczki, ale Michael nie jest idiotą i nie wepcha się w takie coś bez stuprocentowej gwarancji powodzenia swojej misji. Poczekamy, zobaczymy...
Renesme... Haha, jej teksty mnie powalają! Na przykład ten:
anetta418 napisał: | - Odgryzłam fiuta takiemu jednemu grubemu i ciekawskiemu skurwysynowi jak Ty! - Warknęła, rzucając mu zabójcze spojrzenie. - Puścisz mnie wreszcie, frajerze? |
A to już w ogóle mnie zabiło:
anetta418 napisał: | - Nareszcie mam okazję powiedzieć ci kutasie, że wcale nie jesteś taki dobry za jakiego cię tu wszyscy mają. |
Nie rozumiem tylko jak taka drobna kobietka mogła pobić dwóch gości, haha Ciekawe, czy Lucan sobie z nią poradzi czy tak samo jak inni wymięknie i ją wypuści? Jeśli spasuje, to w sumie potwierdziłby słowa Renesme, że nie jest taki dobry, za jakiego wszyscy go tutaj mają, hehe
No i za końcówkę, to powinnam cię zabić. Jak Ty mogłaś tak skończyć? Ja już chcę wiedzieć co teraz Michael zrobi, skoro wie już, kto prowadzi jego sprawę i w ogóle czemu Russo twierdzi, że tym go przekona? Czyżby Lucan i Michael mieli jakieś niewyrównane rachunki z przeszłości?
Czekam na nexta i pisz go szybciutko Buziaki |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CzarnaLilia
Początkujacy
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 14:57, 05 Sie 2015
|
|
To teraz ja
Pierwszy rozdział wyszedł ci naprawdę bosko Michael jest prawdziwym profesjonalistą, szczerze przyznam iż nie sądziłam,że taka postać będzie pasować do Willa ale dopasowałaś go wręcz idealnie. Wyszedł z niego złodziej pełną gębą i nawet Poncho w Camaleones nie stworzył tak przekonującej postaci jak Will tutaj. Ja już widzę że Lucan będzie miał naprawdę wielki orzech do zgryzienia planując jak go złapać , no ale zostawiam to na razie i idę dalej do Renesme. Biedna dziewczyna, nie dość że tak doświadczona przez los to jeszcze ma matkę alkoholiczkę, która tak naprawdę poza flaszką świata nie widzi a ma do wychowania dwójkę małych dzieci bo Esme i Paul zapewne sami dali by sobie radę. Dziewczyna nauczyła się kraść i nie dziwię się że to robi, no bo jak inaczej miałaby przeżyć? A to że jest wybuchowa? No cóż, która z nas chciałaby być traktowana przez mężczyzn jak popychadło i zabaweczkę przechodzącą z rąk do rąk? No właśnie, żadna. Według mnie to bardzo dobrze, że dziewczyna potrafi się bronić. Poza tym teraz między akurat tą dwójką bohaterów można zobaczyć ten kontrast ( mam nadzieję że nie tylko ja go widzę) ON złodziej, profesjonalista, dobrze ułożony, spokojny, zrównoważony... A teraz ONA temperamentna, wybuchowa, świetna złodziejka, doświadczona... Tu na kilometr widać że ta dwójka musi się w końcu poznać bo Michael bez Renesme... cóż, jego robota byłaby nudna bez wtrącenia jej do okazji więc mam wielką nadzieje, że na policji pogrożą jej a potem puszczą wolno, żeby mogła spotkać Aarona, który przedstawi ją szefowi. A tak poza tym to co Michael ma do Lucana? Znają się czy jak? Jestem tego bardzo ciekawa. I ja chcę rozdział ! Buziaki :* :* :* Ada
Tak, wiem komentarz jest do dupy, przepraszam. Ale na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć że dawno niczego nie komentowałam i wyszłam z wprawy. Przy następnym rozdziale postaram się przyłożyć bardziej i cię nie zawieźć. :* :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 11:53, 11 Paź 2015
|
|
Rozdział 2
Aresztowanie Renesme było najprostszym zadaniem, jednak wytrzymanie z nią było już nie lada wyzwaniem. Trzymając ją dwie doby na komisariacie, dopiero teraz przekonał się, o czym mówili jego koledzy. Tylko człowiek uparty mógł sobie poradzić z kimś tak krnąbrnym jak brunetka. Dziewczyna naprawdę potrafiła dać w kość , a najbardziej zadziwiające dla Lucana było to, że posiadła w sobie ogromny pokład energii. Skąd ją brała? Nie wiedział. Wiedział natomiast, że chociaż nie jest cierpliwy, to choćby miał tu skonać z wycieńczenia, nie pozwoli jej wygrać. Zamknął ją w celi, sam zaś poszedł przestudiować akta sprawy skradzionych samochodów i złodzieja, którego nikt nie potrafił złapać od trzech lat. Facet był profesjonalistą. Każdy jego krok był przemyślany i dopracowany. Ani razu nie popełnił błędu, a jeśli funkcjonariuszom udawało się natrafić na jego ślad, to tylko dlatego, że sam im celowo to umożliwiał. A robił to tylko dlatego, by se z nich zakpić. Przez półtora roku nikt nie potrafił nawet podać rysopisu złodzieja. W końcu przy kolejnej kradzieży facet sam się ujawnił, a jednocześnie jeszcze bardziej pogrążył policjantów, którzy go wtedy ścigali, gdyż jak tylko się im pokazał, tak szybko też zwiał, a policja z braku dowodów nie mogła go już potem aresztować, mimo iż widzieli go na własne oczy. Nikt jednak nie uwierzyłby im na słowo. Z każdą kolejną kradzieżą blondyn kpił coraz bardziej z Meksykańskiej władzy. Dlatego Lucan nim podejmie się tej sprawy, musiał dobrze zaznajomić się z aktami. Liczył, że znajdzie jakiś ślad, który pomoże mu zastawić pułapkę na złodzieja. Jednak skupienie się było prawie że niemożliwe, mając w celi kogoś takiego jak Renesme Sparks, która krzyczała i wygrażała się na całe gardło. Kiedy to nie skutkowało i nie zwracało uwagi jego i jego dwóch kolegów, którzy także zostali na posterunku, zaczęła walić butem w kraty tak głośno, że o mało szału nie dostali. Mimo to wciąż udawali, iż ich to nie rusza. Brunetka postanowiła więc sięgnąć po inne środki. Najpierw próbowała flirtować z jednym z jego kumpli w nadziei, że urobi go i on ją wypuści, potem gdy plan nie wypalił udawała, że się dusi. I niestety Leon dał się nabrać, przez co zarobił kopa między nogi. Donowan stracił wtedy cierpliwość, wziął brunetkę za chabety i zaprowadził do sali przesłuchań.
- Posłuchaj, lalunia...
- Lalunię to Ty masz w domu, taką dmuchaną do poruchania. - Warknęła Esme oburzona tonem i zwrotem jakim odezwał się do niej Lucan.
- Zamkniesz się wreszcie?!
- Gdybyś mnie wypuścił, nie musiałbyś słuchać.
- O nie... Ja nie z tych co to łatwo się poddają.
- Serio? - Zapytała z kpiącym uśmieszkiem.
- Możesz sobie kombinować na różne sposoby, ale mnie nie złamiesz. Co więcej, to ja złamię Ciebie.
- Marzenia ściętej głowy. – Syknęła, spoglądając na niego jadowitym wzrokiem.
- Posłuchaj, obraziłaś na tym posterunku niejednego funkcjonariusza , użyłaś też siły. Już samo to wystarczy, bym wsadził cię do pierdla na wiele lat. Kolejnych latek sąd doda ci za pobicia, awantury i rozboje w miejscach publicznych. Dołożymy jeszcze kradzieże i nielegalne wyścigi, i myślę, że dopiero po dziewięćdziesiątce opuścisz pudło. - Powiedział z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
- Dziewięćdziesiąt to Ty masz sekund, by mnie stąd wypuścić, inaczej skopię ci dupę, frajerze.
Zaczął się śmiać , bo chociaż dziewczyna napsuła mu krwi, to w tej chwili jej groźby były dla niego śmieszne. Taka reakcja od razu spotkała się reakcją Renesme, która od razu rzuciła się do gardła brunetowi. Niestety, mając na rękach kajdanki, niewiele zdziałała, a jedynie pomogła Lucanowi szybciej ją obezwładnić i ponownie zaprowadzić do celi.
- Masz jeszcze dobę, by przemyśleć moje słowa. – Powiedział, zamykając celę. - Doradzam wykorzystać ją co do sekundy. – Dodał, puszczając do niej oczko.
Po tym zdarzeniu dziewczyna na trochę się uspokoiła, dzięki czemu brunet mógł spokojnie przejrzeć akta. Raporty nie dały mu żadnego śladu, który mógłby mu pomóc. I już miał se odpuścić na dziś głowienie się, w jaki sposób złapać Andersona , gdy nagle pomysł sam wpadł mu do głowy. Wiedział, że łatwo nie będzie, ale był gotowy posunąć się do wszystkiego, by tylko udupić ów złodzieja. Zadowolony zaparzył kawę, nalał w dwa kubki i ruszył do celi Renesme. Skoro jedna sprawa została załatwiona, teraz trzeba było załatwić drugą.
********************
Lucan Donovan, człowiek, za którego kiedyś oddałby własne życie, a którego teraz nienawidził z całego serca, dostał jego sprawę. By stanąć twarzą w twarz z brunetem, Michael był gotowy na poświęcenie i ryzyko. Russo doskonale wiedział, że czułym punktem Andersona jest owa osoba i wykorzystał to. Blondyn nie miał do niego pretensji, wręcz przeciwnie, był mu wdzięczy za tak ważną informację. W końcu tyle lat czekał, aż znowu się spotkają i głupotą oraz tchórzostwem byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Miki nie należał ani do głupców, ani do tchórzy. Co więcej, ułożył se już plan jak utrzeć nosa Donovanowi i zemścić się za swoje krzywdy. A dodatkowo zarobić i pomóc córeczce kolegi. Zgarnięcie dwunastu samochodów z różnych zakątków świata nie będzie prostym ani lekkim zadaniem. A jeszcze cięższym będzie współpraca z kimś, do kogo nie ma się zaufania, ale Michael był gotowy podjąć oba ryzyka, by tylko pogrążyć Lucana. Dla blondyna ta sprawa była ryzykowna, ale wykonalna, bo na jego korzyść działało to, że Lucan wiedział niewiele o Mikim, zaś Anderson wiedział o Donovanie wszystko. Tegan nie chcąc tracić ani sekundy z tak nadarzającej się okazji, natychmiast kazał Aaronowi poszukać kogoś do pomocy. A Russo wykonał zadanie perfekcyjnie, bo już następnego dnia o siódmej rano w domu blondyna pojawił się Aaron w towarzystwie Philipa.
- Nagrałem mu temat. - Powiedział Aaron, jak tylko drzwi się za nimi zamknęły. - Teraz pozostawiam go twojej ocenie. – Dodał, wręczając blondynowi do ręki teczkę, która miała być gwarancją dla Mikiego, że Phil go nie wystawi.
- Siadajcie. - Rzekł Tegan, kiedy znaleźli się w salonie. - Co potrafisz? – Zapytał, nim jeszcze tyłek szatyna znalazł się na kanapie.
- Wyścigi mam we krwi, czym mogę dać ci gwarancję, że ucieknę każdemu gliniarzowi. W razie awarii jakiegoś auta, naprawię je. Mam sporo znajomości, które mogą się przydać.
- To znaczy? - Zapytał blondyn, spoglądając podejrzliwie na Philipa.
- No wiesz... Fałszywe paszporty... - Zaczął wyjaśniać.
- Takie sprawy załatwiam ja, a Ty jak chcesz mieć tę robotę, zapomnij o tych znajomościach. - Ostrzegł.
- Już zapomniałem.
- Świetnie.
- A Ty czego ode mnie oczekujesz?
- Przede wszystkim tego, że mnie nie zdradzisz.
- Masz to jak w banku.
- Poza tym profesjonalizmu , dobrej współpracy, czyli ja planuję, a Ty wykonujesz to tak, jak ci zlecę. Nie kombinujesz nic na własną rękę, nie robisz nic bez mojej zgody. Nie wciągasz w to nikogo poza osobami, które siedzą w tym pokoju. Żadnych błędów i wpadek, jasne?
- Jasne.
- A więc skoro się zrozumieliśmy, wstępnie zostałeś przyjęty.
- Co znaczy wstępnie? To mam Ku**a tę robotę czy nie?!
- Będziesz ją miał, jeśli twoje akta okażą się naprawdę cenne. – Rzekł, machając przed nosem szatyna papierami, które wcześniej dał mu Aaron. - A no i... kiedy się wykażesz na torze. – Dodał, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
Facet nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy , ale Miki miał to gdzieś. Dla niego najważniejsze było dokonanie dobrego wyboru, a skoro nadal się wahał, to musiał gościa najpierw sprawdzić , nim na sto procent będzie pewny, że nadaje się on do ów roboty. Gdy tylko Philip wyszedł, Russo, który do tej pory siedział, cicho wybuchł.
- No wkurwiać to Ty mnie potrafisz! - Krzyknął wściekły, zrywając się z kanapy. - Co... No co ci znowu nie pasuje?! – Zapytał, chodząc w tę i z powrotem.
- Po pierwsze, przestań bluzgać.
- Przy tobie się nie da. - Warknął. - Człowiek staje na głowie, by cię zadowolić, a Ty wciąż marudzisz.
- Nie marudzę tylko myślę racjonalnie. Najpierw przeczytam jego akta...
- Czytałem, facet ma wiele na sumieniu i gdyby cię wkopał, sam poszedłby siedzieć na wiele lat.
- Pozwól, że ja też przeczytam i ocenię czy jego występki naprawdę są aż tak poważne, jak mówisz. Poza tym chcę sprawdzić czy faktycznie dobry z niego kierowca i mechanik. Jeśli wszystkie te rzeczy spodobają mi się, od jutra zaczniemy działać.
- W takim razie idę do kościoła pomodlić się, by facet spełnił twoje wymagania.
- Lepiej poproś Boga, by dał zdrowie twojej córce.
- Tylko kasa zarobiona przez Ciebie da jej zdrowie. Na Boga w tej kwestii już dawno przestałem liczyć. Teraz liczę tylko na Ciebie.
*******************
DWA DNI PÓŹNIEJ.
Od zawsze uważała Donovana za skurwiela i nic, a nic się nie pomyliła. Te kilka godzin na komisariacie spędzone w jego towarzystwie jeszcze bardziej upewniły ją w opinii, jaką sobie o nim wyrobiła. To był glina, z którym trudno jest wygrać. Facet nie dość, że był uparty jak osioł, to jeszcze doskonale wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało najmocniej. Postawił jej tak silne argumenty, że nie mogła odmówić i musiała zgodzić się na jego cholerny plan, który wcale, a wcale się jej nie podobał. Nigdy nie ulegała szantażom, co więcej, każdemu kto choćby próbował ją szantażować lub zastraszać dawała porządną nauczkę. Tym razem jednak musiała się powstrzymać i nie z powodu tego, że Donowan był policjantem. Powodem była jej rodzina, a konkretnie rodzeństwo, które chciała chronić za wszelką cenę. W celi spędziła dwie doby, ale ani sekundy nie zmarnowała na sen, gdyż ciągle zastanawiała się, kto w tej chwili opiekuje się maluchami. Mimo to nie była zmęczona czy też senna, ona była wkurwiona na maksa, że dała się załatwić takiemu frajerowi jak Donovan. By jakoś odreagować złość, nim wróci do domu, zaraz po wyjściu z komisariatu udała się na tor wyścigowy. Tam razem z Phillipem, Hubertusem i Dante zaczęła przygotowania do wieczornego wyścigu, naprawiając kilka motorów swoich znajomych. Wypiła piwo dla lepszego samopoczucia i wypaliła półtorej paczki papierosów, chcąc ukoić nerwy. Doskonale wiedziała, że ani browar, ani fajki nie pomogą jej w pozbyciu się tej nagromadzonej złości i że jedynym ratunkiem dla niej jest wyścig. No, ale żeby zabić jakoś czas oczekiwania musiała czymś się zadowolić. Po naprawieniu trzech motorów i dwóch aut usiadła na masce samochodu Philla, by zaczerpnąć oddechu i zapalić kolejnego papierosa. Ledwo posadziła tyłek, jak Phill usiadł obok niej.
- Gdzieś zniknęła na te dwa dni? - Zapytał szczerze zmartwionym tonem.
- W kiciu. – Odpowiedziała, spluwając z pogardą na myśl o gliniarzu zwanym Lucan Donovan.
- Tak czułem. - Rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Serio? - Zapytała z ironią w głosie, kipiąc wciąż ze wściekłości, którą wywołał w niej znienawidzony przez nią glina.
- Ej, kicia... Ja rozumiem, że to nie były wakacje, ale nie musisz od razu wyżywać się na mnie.
- Wybacz, ale ten glina...
- Wybaczam. – Rzekł, nim skończyła zdanie. - Co więcej, pod twoją nieobecność zajrzałem do dzieciaków i zająłem się nimi.
- Zajebisty z Ciebie gość Phill, wiesz. - Powiedziała zadowolona z takiej informacji.
Po czym pocałowała go w policzek w podzięce za to, co dla niej zrobił. To już nie pierwszy raz jak Phillip pomagał jej przy rodzeństwie, dlatego od razu wzięła jego słowa na poważnie. Brunetka w pewnym sensie traktowała Philla jak starszego brata, który zawsze pomoże, gdy ona wpadnie w kłopoty. On sam także traktował ją jak siostrę i robił co mógł, by pomóc szczególnie, że doskonale wiedział, jaką matką jest Lidia Sparks. Rene była dla niego nie tylko jak siostra, ale też przyjaciel, którego mógł się poradzić, liczyć na pomoc, a także zwierzyć. Mówił jej o wszystkim, wiedząc, że zostanie to tylko między nimi. Dlatego też postanowił o nowej robocie opowiedzieć Esme, wiedząc, że zachowa to dla siebie. Co prawda Anderson wyraźnie powiedział, że nikt nie może o tym wiedzieć.. No, ale Renesme nie była dla Phillipa nikim, dlatego też zwierzył się jej.
- No stary, to gratuluję takiej fuchy. - Powiedziała ze szczerością w głosie, kiedy kumpel skończył swoją opowieść.
- Dzięki. – Powiedział, po czym pożegnał się i poszedł, twierdząc, że musi załatwić ważną sprawę, nim wróci tu na spotkanie z Andersonem.
Renesme zaś wróciła do warsztatu i zabrała się ponownie za naprawianie kolejnego auta. Godzinę później zajęła się czyszczeniem swojego motoru. Nagle jak poparzony na tor przybiegł zdyszany Olivier, informując wszystkich, że właśnie przed chwilą gliny aresztowały Philipa.
- To skurwiele! - Zaklęła siarczyście, podpalając sobie kolejnego szluga.
- A za co niby? - Zapytał Hubertus.
- Ku**a, nie wiem, ale widziałem jak go skutego do suki policyjnej wsadzali.
- Czy oni se Ku**a jakąś nagonkę na nas zrobili? Wczoraj Esme, a dziś Phill. - Zapytał Dante, spoglądając na Renesme i licząc, że zna ona odpowiedź na zadane przez niego pytanie.
- Chuj ich strzela, że urządzamy sobie wyścigi, a oni nie potrafią nam tego skasować. - Wyjaśniła. - Nie sądzę jednak , by aresztowali Phillipa właśnie za to, bo wtedy posadziliby nas wszystkich.
- A może Ty strzeliłaś z ucha o ostatnim jego wybryku. – Wypalił, nie zastanawiając się nad swoimi słowami Georgio. - Dlatego Ciebie wypuścili, a jego zgarnęli. – Dodał na koniec, lustrując brunetkę pogardliwym spojrzeniem.
To rozwścieczyło ją jeszcze bardziej i nim którykolwiek z kumpli zdążył ją powstrzymać, ona już okładała pięściami zaskoczonego Gregoria. Siłą musieli ją ściągać z faceta, co wcale nie było proste, kiedy Esme wpadała w taki szał.
- Rene, dość, zabijesz go! - Krzyknął Hubertus, łapiąc ją w swoje barczyste ramiona razem z Olivierem.
- Ta wariatka złamała mi nos i wybiła zęba. - Zaklął Gregorio, podnosząc się z ziemi, kiedy już został uwolniony spod ciosów dziewczyny.
- To Ty jesteś wariat i pierdolony kapuś, nie ja! – Krzyknęła, szamotając się z kolegami w nadziei na uwolnienie. - I ciesz się, że złamałam ci tylko ten garbaty nos, bo gdyby nie oni to zatłukłabym cię, parszywa policyjna gnido!
- Pierdol się! – Syknął, wycierając rękawem krew sączącą się z przegrody nosowej.
Renesme już miała ponownie rzucić się do niego, ale chłopcy wiedząc, co nastąpi, jeszcze bardziej zacisnęli uścisk.
- Najlepiej będzie jak sobie już pójdziesz, w przeciwnym razie chłopcy ją puszczą i z twojej pięknej gębusi nic nie zostanie. - Poinformował Dante, biorąc Gregoria za kaptur od bluzy. - Idź na chatę, umyj ryj i zastanów się nad tym, co przed chwilą powiedziałeś, a kiedy będziesz gotowy, wróć i przeproś, w przeciwnym razie sami skopiemy ci ten durny łeb. - Poradził i jednocześnie ostrzegł brunet, odprowadzając kolegę w stronę jego auta. Jak tylko mężczyzna znikł z pola widzenia, brunetka została puszczona.
- Głupi fiut, nigdy mnie nie lubił! – Skomentowała, otrzepując się z piasku po wcześniejszej „walce”, w której tak naprawdę ona była górą.
- Przejmujesz się tym? - Zapytał Dante, słysząc owe stwierdzenie.
- Ochujałeś?! Mam w dupie czy ten śmierdzący palant mnie lubi, ale nie pozwolę, by rzucał w moją stronę takie oskarżenia. Nigdy w życiu nikogo nie sprzedałam glinom i nie sprzedam.
- Dobra... Najlepiej będzie jak skończymy ten temat szczególnie, że ludzie się już zbierają na wyścig. - Odezwał się nagle Olivier, widząc wjeżdżające auta i motory na teren przeznaczony do wyścigów.
To wystarczyło by brunetka zapomniała o całej aferze i wróciła do przygotowywania swojego motoru.
- Hubertus, znajdź mi śmiałka, który stoczy dziś ze mną ten bój. - Rzuciła do kumpla, wiedząc, że to może być nie lada wyzwanie.
Dlaczego wyzwanie? Bo każdy kto tu znał Renesme, wiedział, że nie ma szans na wygraną. Mało kto chciał się z nią ścigać za kasę. Tylko ktoś obcy lub głupi łudzący się nadzieją, że może jednak dziś brunetka będzie miała gorszy dzień i przegra, zgadzał się na starcie z nią. A wyszukanie takiej osoby było ostatnio problemem.
- Kicia, wiesz, że cię uwielbiam...
- Ale? – Zapytała, nim skończył zdanie.
- Ale znalezienie dla Ciebie rywala jest wręcz ostatnio niemożliwe.
- Potrzebuję kasy.
- Wiem i dlatego tym bardziej będzie trudno, bo nikt stąd nie zechce zostać dziś ogołoconym z forsy. Gdybyś chciała pościgać się dla zabawy, to chętnych by nie brakło, a tak dupa blada.
Renesme zrozumiała aluzję. Mimo to nie zamierzała się poddawać, gdyż cholernie potrzebowała pieniędzy. Stanęła więc na środku placu i przez megafon wyrwany z ręki Klausa, krzyknęła:
- Szukam odważniaka, który stanie dziś ze mną do wyścigu. Jest tu ktoś taki?!
- Ja! - Krzyknął mężczyzna, wysiadając z białego porsche boxstera. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CzarnaLilia
Początkujacy
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 14:54, 26 Lis 2015
|
|
Z góry uprzedzam, że jestem na haju po trzeciej kostce zakazanej dla mnie czekolady mlecznej, więc nie biorę pełnej odpowiedzialności za to co napiszę poniżej Napisałam trzeciej? Dobra to już można zacząć doliczać kolejne. Ale wracając do głównego mojego zamiaru a mianowicie skomentowania tego zajebistego rozdziału to... Aneć, Przyskrzynić Eseme na 48 godzin? Lucan chyba nie wiedział na co się porywa. Aż dziw, że nie rozbolała go głowa od tych jej " prób" wyjścia na wolność. Nie dziwię się jej z resztą bo w domu została przecież trójka dzieci z całkowicie nieodpowiedzialną Lidią. Naprawdę, nie życzyłabym takiej matki nawet najgorszemu wrogowi, chociaż ten jej pociąg do alkoholu musiał się chyba skądś wziąć. A, że ja dziwnym przypadkiem znam się trochę na psychologii to zapewne to musi być związane z jakąś traumą, którą Lidia przeżyła w młodości. Może kiedyś się to wyjaśni, nie wiem, nie wnikam.
Dobra, lecimy dalej.
Lucan... hmm... ma chłop charakter nie powiem, ale to glina i czasami ten jego szósty zmysł może go zawieźć. Na jego miejscu trochę bym przystopowała i przyjrzała się tym wszystkim kradzieżą i tak dalej. No, ale wiadomo facet jak to facet zawsze wie lepiej i zawsze jest hop do przodu więc czekam aż wątek policyjny się trochę bardziej rozwinie.
Następny w kolejce jest... nie, nie tym razem. Dziś biorę na tapetę Russo. Krótko i zwięźle, ten chłop to ma w życiu przerąbane. Nie dość, że ma chorą bliską osobę to jeszcze przyszło mu współpracować z takim ideałem jak Michael. Serio, szacun dla Russo za to, że nie popadł w kompleksy i nie dał się zbajerować Andersonowi do przejścia na całkowity, zdrowy tryb życia. Jestem... ech, chciałabym powiedzieć, że całym sercem z nim, ale mogę udostępnić dla niego tylko połóweczkę bo drugą połówkę zajmuje niezmiennie Michael, Tegan Anderson.
Scena końcowa mnie urzekła. Po głowie chodzą mi pytania. Kto wygra? Czy Anderson wkurzy Esme? Dostanie w pysk? A może wręcz przeciwnie, dogadają się? Cholera wie, bo oboje mają skrajnie różne charaktery. Tak więc, czekam na kolejną część aby dowiedzieć się w końcu jak skończy się ten wyścig i co stanie się dalej.
Czekam z niecierpliwością, mija mi już ten czekoladowy haj więc chyba sięgnę po kolejną kostkę :* :* :* :* :* :* :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 22:42, 26 Lis 2015
|
|
Rozdział 3
Przekraczając próg komisariatu, liczyła się z tym, iż wszystkie spojrzenia będą skierowane w jej stronę. I gdyby to była tylko czysta ciekawość ze strony pracujących tam policjantów, nie miałaby nic przeciwko, jednak ich zainteresowanie było spowodowane bardziej jej wyglądem, a ciekawość była dopiero na drugim miejscu. Wkurzało ją to jak każdy z osobna lustrował jej długie zgrabne nogi, jędrne pośladki i piersi. To że wyglądała jak słodka lalka barbie, nie znaczyło, że i taka jest. Panowie jednak wyszli z założenia, iż tak właśnie mogą ją traktować, bo za chwilę zaczęli jej nadskakiwać, proponując kawę czy też pomoc w znalezieniu pokoju komisarza. Inni od razu przeszli na wyższy poziom, prosząc o numer telefonu szatynki lub proponując randkę. Każdego ominęła, rzucając mu jedynie kpiące spojrzenie. A kiedy dotarła wreszcie pod gabinet komisarza, odetchnęła z ulgą, że pierwszą część przedstawienia ma za sobą. Zapukała do drzwi, a kiedy usłyszała zaproszenie, pewnym krokiem wkroczyła do środka.
- No nareszcie jesteś, Arch. - Powiedział Blanco, wstając od biurka. - A gdzie reszta? – Zapytał, widząc, iż szatynka jest sama.
- Reszta będzie jutro. - Odpowiedziała takim tonem, jakby salutowała.
- Spocznij. - Rzekł komisarz, wskazując na krzesło na przeciw niego. - I możesz porzucić ten wojskowy ton. To komisariat, a nie wojsko. – Dodał, wracając na swój fotel.
- Kwestia przyzwyczajenia. - Wyjaśniła.
Nie skomentował tego, gdyż uznał, że nie ma takiej potrzeby, zresztą nie po to ją tu ściągał, by rozmawiać o jej przyzwyczajeniach.
- No więc, sprawa wygląda tak... Od trzech lat ścigamy pewnego gnojka, który nie tylko dopuszcza się kradzieży luksusowych aut wartych miliony, a nawet miliardy, ale też uwielbia kpić z policji i przy każdej okazji ją ośmiesza. Gość jest sprytny, inteligentny i perfekcyjny. Jednym słowem profesjonalista. Sprowadziłem cię tu, bo chcę żebyś razem z jednym z moich ludzi dopadła tego skurwiela.
- Nie widzę problemu. - Odparła jakby to była bułka z masłem.
- Też bym nie chciał widzieć, ale jak na razie widzę masę problemów.
- Komisarzu, jestem jak to mówią młodzikiem w policji, ale jeśli się za coś biorę to zawsze doprowadzam sprawę do końca. Mogę więc pana zapewnić, że prędzej czy później złapiemy tego drania.
- Świetnie. Nim jednak zapoznasz się z aktami sprawy, będziesz musiała przekonać do siebie swojego nowego partnera. Który jest dość trudnym...
Blanco nie zdążył jednak skończyć zdania, jak do gabinetu wszedł Donovan.
- Szefie... – Zaczął, jednak komisarz natychmiast mu przerwał.
- Może byś tak zapukał. - Zganił go.
Te słowa sprawiły, że brunet oderwał wzrok od kartoteki, którą trzymał w dłoniach i spojrzał na szefa, a potem na szatynkę.
- No, ale skoro już tu wtargnąłeś jak do siebie, poznaj proszę swojego nowego partnera... A raczej partnerkę.
Na te słowa szatynka podniosła się z krzesła i odwróciła w stronę Lucana.
- Damaris Arch, od dziś pracuje z Tobą nad sprawą Andersona.
Cała krew jaka zebrała się w mózgu bruneta, natychmiast odpłynęła na widok dziewczyny, a słowa komisarza o mało go nie zabiły. Szybko jednak przywołał się do porządku i zaczął swój atak.
- Nie ma mowy... Nie będę z nią pracował. - Oświadczył tonem jakby to on tu wydawał rozkazy. - Nie będę z nikim pracował, bo zawsze pracuje sam. – Dodał, by wyjaśnić zaskoczonej dziewczynie swoją decyzję.
- Owszem, ale od dziś to się zmieni. - Wtrącił natychmiast Blanco, by zamknąć usta brunetowi. - Anderson to cwany lis i żeby go dorwać potrzeba tu dwóch potężnych mózgów. Jeden masz Ty, a drugi Damaris.
- Tu potrzeba dobrego, inteligentnego planu. Planu, który już wymyśliłem, więc obejdzie się bez pomocy tej ślicznotki.
- Nie oceniaj książki po okładce. - Wtrąciła się nagle szatynka wściekła, że kolejny facet nie traktuje jej poważnie, widząc jej twarz aniołka. - To, że mam figurę modelki i twarz aniołka, nie znaczy, że mam siano w głowie. Już samo to, że oceniasz mnie po wyglądzie, świadczy o tym jak mało inteligencji Ty posiadasz. - Dodała na zakończenie, posyłając mu słodki uśmiech z lekką kpiną.
- Nie kwestionuję twojej inteligencji, a raczej sprawność fizyczną. – Wyjaśnił, lustrując jej szczupłą sylwetkę. - Czy Ty w ogóle umiesz posługiwać się bronią? – Zapytał, chcąc jej dopiec.
Nie odpowiedziała tylko w sekundę wyjęła z kabury swój pistolet i przystawiła mu do skroni.
- Owszem, chcesz sprawdzić to na sobie?
- Ej, ej... Nie szalejcie! - Odezwał się nagle Blanco, widząc, że sprawa się zaognia. – Arch, odłóż tego gnata, a Ty... Donovan, posłuchaj uważnie, bo więcej nie powtórzę. Dopóki ja tu jestem komisarzem, Ty będziesz posłusznie wykonywał moje rozkazy, a na samowolkę pozwolisz se, gdy zasiądziesz w tym fotelu, jasne?
- Jasne.
- Świetnie, a teraz zabierz koleżankę do swojego gabinetu i razem przestudiujcie jeszcze raz akta Andersona. Mam nadzieję, że do jutra rana wpadniecie na pomysł jak dorwać tego gnoja.
Lucan chciał jeszcze coś dodać, jednak ostrzegawcze spojrzenie komisarza sprawiło, że odpuścił. I grzecznie wyszedł z gabinetu w towarzystwie Damaris.
************************
- Dzwoniłeś do niego? - Zapytał Aaron jak tylko usłyszał od Michaela, że Phill mimo wcześniejszych ustaleń nie pojawił się u Andersona.
- No jasne, że dzwoniłem i to kilka razy. Bydlak nie odbierał, więc pojechałem do niego, ale tam też go nie zastałem. - Powiedział zdenerwowany.
- Dziwne.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - Zapytał jeszcze bardziej zdenerwowany blondyn.
- Posłuchaj rozumiem, że jesteś wściekły, ale ja naprawdę sam nie rozumiem, czemu Phillip się u Ciebie nie pojawił.
- A może przemyśleniu wszystkiego uznał, że ten interes jest zbyt ryzykowny i wymiękł.
- Raczej nie. A nawet jeśli to by cię o tym poinformował, a nie się teraz ukrywał.
- Tak czy siak facet zniknął, a ja przyjąłem już tą propozycję i co teraz mam zrobić bez pomocnika?
- A sprawdzałeś na torze?
- Na jakim torze?
- Dwadzieścia kilometrów od miasta jest zamknięta trasa już od bardzo dawna i wszyscy ci co lubią wyścigi, właśnie tam je sobie urządzają. Jedź tam, a jestem pewny, że znajdziesz tam Phillipa albo chociaż dowiesz się, co się stało z facetem.
Michael nie nawykł do tego, by latać za swoimi pracownikami, jednak tym razem musiał zrobić wyjątek, ponieważ facet był mu cholernie potrzebny. Przyjęte zlecenie było zbyt poważne i ryzykowne, by samemu się za to zabrać, dlatego blondyn chociaż nie chciał, pojechał na owy tor.
**********************
Jak tylko szatynka zajęła miejsce przy biurku po drugiej stronie barykady, Lucan rzucił przed jej oczy akta z informacjami o Andersonie.
- Postudiuj, a ja tymczasem napiję się kawy.
Damaris wzięła do ręki teczkę, jednak zamiast ją otworzyć poczekała, aż brunet siądzie w swoim fotelu.
- Zamiast w policji powinieneś pracować jako aktor.
Upił łyk kawy i spojrzał na nią pytająco, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Tak doskonale udawałeś przed komisarzem, że się nie znamy, że nawet ja powoli zaczęłam w to wierzyć. - Wyjaśniła z sarkazmem w głosie.
- Dopiero co paliłaś się do prowadzenia tej sprawy. – Powiedział, wskazując palcem na akta. - A teraz tracisz czas na jakieś bezsensowne pogaduchy? - Zapytał także sarkastycznie.
Nie odpowiedziała, gdyż nie dał jej nawet ust otworzyć, dodając:
- Tobie talentu aktorskiego także można pozazdrościć.
- Ty udawałeś, więc ja też. - Rzuciła wściekła.
- Ja nie udawałem... Ja naprawdę cię nie znam.
- Byłam twoją dziewczyną trzy lata, a Ty teraz mówisz...
- I dopiero po trzech latach zrozumiałem, że w ogóle cię nie znałem. I niech tak pozostanie.
- Nie sądzisz, że będzie to trudne w obecnej chwili?
- Jeśli dla Ciebie to jakiś problem, wróć tam, skąd przyjechałaś.
- Chciałbyś, ale nie ułatwię ci zadania, co więcej utrudnię ci je jeszcze bardziej. – Dodała, po czym wzięła akta i wyszła z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami.
**********************
Kiedy dojechał na miejsce wskazanego przez Aarona toru, właśnie odbywał się wyścig. Michael zdając sobie sprawę z tego, że w tej chwili od nikogo nic się nie dowie, ponieważ każdy jest skupiony na oglądaniu wyścigu, stanął w tłumie i czekał na jego zakończenie, podziwiając ową rywalizację. Gość na motorze marki Yamaha R1 był o wiele szybszy, sprytniejszy i jak widać bardziej obeznany i z trasą jak i z samym motocyklem. Widać było, że miał doświadczenie, nie to co ten z Hondy VFR800, która choć była zarąbistą maszyną do tego typu wyścigów, to jednak jej właściciel chyba nie urodził się w siodle i wyścigi nie były jego mocną stroną. Dlatego też właściciel Yamahy wygrał. Wszyscy zaczęli się cieszyć. Jedyną osobą, która nie piała z radości był sam przegrany. Blondyn postanowił skorzystać z okazji, że wszyscy skupili się na gratulacjach dla zwycięzcy i ruszył w kierunku przegranego, by zapytać o zaginionego Phillipa, jednak w połowie drogi uznał, że jednak szybciej dowie się od czegokolwiek od faceta, który wygrał. Dlaczego tak uważał? Ponieważ Michael był bardzo, ale to bardzo dobrym obserwatorem i wystarczyło mu te kilka minut, by ocenić kto tu jest królem. Ten z Hondy raczej nie był stałym bywalcem na torze co znaczyło, że raczej nie ma tu także żadnych przyjaciół i raczej mało prawdopodobne, by znał Philla. Zaś gość z Yamahy doskonale znał tor i każdy jego zakręt, co więcej w chwili kiedy wygrał, każdy co do jednego pobiegł mu gratulować, a więc znał tu wszystkich. I bardziej mógł pomóc blondynowi. Przecisnął się więc przez tłum i stanął na przeciw króla wyścigu.
- Gratuluję wygranej. – Powiedział, wyciągając dłoń w jego stronę jako znak podziwu.
Mężczyzna uścisnął jego dłoń, po czym zdjął kask ze swojej głowy. I wtedy to Michaela całkowicie zamurowało. Widział w życiu już wiele i dlatego trudno było go czymś zaskoczyć, jednak twarz gościa, któremu przed chwilą co gratulował, naprawdę wprawiła go w oniemienie. Bo to tak naprawdę nie był to facet tylko kobieta. W dodatku bardzo piękna kobieta. Jej długie mocno kasztanowe włosy opadły na ramiona, oczy koloru czekolady spoglądały na niego z rozbawieniem, a usta wręcz prosiły się o pocałunek. Michael wciąż nie dowierzając, zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i chociaż była odziana w skórzane ubranie aż po samą szyję, to nie trudno było zgadnąć, że jest bardzo ponętna i seksowna o nienagannej figurze. Renesme, mimo iż była rozbawiona reakcją nieznajomego przystojniaka, to jednak to wgapianie się w nią z każdą sekundą zaczęło ją irytować.
- Zamierzasz się odezwać czy zemdleć mi tu?
Ten przytyk wystarczył, by blondyn się ocknął.
- Wybacz, myślałem, że jesteś...
- Nie Ty jeden. – Skwitowała, wchodząc mu w słowo. - Mam jednak nadzieję, że nie masz nic przeciwko kobiecie uprawiającej tego typu sport? – Zapytała, widząc, iż nadal trudno mu się pogodzić z faktem, że to nie facet siedzi na motorze.
- Ależ skąd, po prostu jestem zaskoczony, bo jesteś pierwszą kobietą w moim życiu, która kocha się ścigać.
- Wow, pierwszą kobietą w twoim życiu! – Powiedziała, udając szczere poruszenie. - No to stary współczuję, że do tej pory jesteś prawiczkiem. - Powiedziała po chwili, klepiąc go po ramieniu jakby naprawdę mu współczuła. - Tyle, że ja chociaż jestem kobietą, to na pewno nie twoją i nie w twoim życiu. - Dodała już całkiem poważnie.
- Rany boskie, chodziło mi o to, że nigdy wcześniej nie znałem żadnej kobiety, która kocha się ścigać. - Wyjaśnił z deka poirytowany, że robi sobie z niego pośmiewisko.
- Aaaa! – Rzekła, unosząc brwi do góry z uśmiechem na twarzy jakby to wszystko wyjaśniało, a tak naprawdę ją śmieszyło.
Miał dość tej zabawy, która jemu zaczęła grać na nerwach, a brunetkę najwidoczniej jak najbardziej bawiła, postanowił więc przejść do rzeczy. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki zdjęcie Phillipa, podtykając jej pod nos dziewczyny, zapytał;
- Gdzie go znajdę?
Spojrzała na fotografię, po czym natychmiast jej uśmiech znikł, a jej postawa wobec nieznajomego diametralnie się zmieniła.
- Nie wiem. - Odpowiedziała bez wahania. - Wiem natomiast, gdzie znajdzie się moja pięść, jak za chwilę stąd nie znikniesz.
- Gdzie go znajdę? - Powtórzył pytanie, ignorując jej groźbę, która w ogóle nie wywarła na nim wrażenia.
- Posłuchaj, tu nikt nie lubi glin...
- Nie, to Ty mnie posłuchaj... - Wtrącił się, nie dając jej skończyć zdania. - Nie jestem żadnym gliną tylko facetem, który szuka twojego kumpla, ponieważ obaj byliśmy umówieni na pewien interes. Dlatego bądź tak miła i powiedz mi, gdzie go znajdę?
- A kto ci powiedział, że w ogóle go znam? – Zapytała, stając z nim oko w oko.
W mgnieniu oka Michael przyszpilił swoją towarzyszkę, która dziś wybitnie się stawiała do pobliskiego murka i warknął;
- Słuchaj, nie mam czasu na Twoje gierki, więc radzę, żebyś powiedziała prawdę.
Już chciała go kopnąć między nogi, ale wyczuł jej złe intencje i szybko wsadził swoją nogę pomiędzy jej nogi.
- Nie ze mną te sztuczki, królowo szos. – Ostrzegł, po czym ponowił pytanie.
- Nie wiem czy wiesz, ale w tych czasach nie ma nic za darmo. – Powiedziała, próbując grać na czas, by wymyślić jak wyrwać się z jego uścisku.
- Dostaniesz kasę, jak tylko JA dostanę informację.
- A jaką mogę mieć pewność, że mnie nie wychujasz?
- Żadnej, ale jeśli chcesz, żebym cię puścił, musisz zaryzykować.
- Tylko, że ja nie chcę forsy.
- A czego?
- Informacji za informację.
- Jakiej informacji?
- Kim jesteś? Oczywiście pytam o nazwisko.
Nie miał zielonego pojęcia, po co jej wiedzieć jak się nazywa. Jednak nie miał też czasu na dalsze zabawy z nią, uznał więc, że zdradzenie tej informacji mu nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. Jej natomiast nie naprowadzi na nic szczególnego.
- Anderson.
- Anderson, co? – Zapytała, udając, że nie rozumie.
- Nazywam się Michael Anderson. - Powtórzył nieco głośniej, by i usłyszała i doskonale zrozumiała, iż zaczyna tracić cierpliwość co do jej osoby.
Zauważyła to, jednak ani trochę się nie wystraszyła. Jednakże ta informacja natychmiast zmieniła jej zachowanie względem przystojniaka. Bo ów koleś okazał się być kopalnią złota, na której ona mogła zarobić grubą kasę. Tak więc przyszedł czas, by zacząć w tej kopalni kopać, a pierwszym krokiem w tym celu było odpowiedzenie na pytanie blondyna.
- Znam Phillipa, gdyż od dawna się przyjaźnimy, dlatego też musiałam się z tobą podroczyć, by upewnić się, iż nie jesteś kimś, kogo mój kumpel by nie chciał widzieć.
- Świetnie, a teraz skoro już się zabawiłaś i upewniłaś, że mnie na pewno by chciał widzieć, gadaj gdzie on jest?
- Okej, spokojnie. – Powiedziała, unosząc obie dłonie do góry w geście poddania się. - Może i Phill miał zamiar ubić z Tobą jakiś interes, ale w tej chwili to nie będzie możliwe, ponieważ dziś rano aresztowała go policja i z tego co mi wiadomo szybko nie wyjdzie z pierdla.
- W takim razie nic tu po mnie. – Powiedział, natychmiast ją puszczając jak tylko uzyskał potrzebne mu informacje, które ani trochę go nie uspokoiły.
Po czym odwrócił się napięcie i ruszył w kierunku swojego auta zaparkowanego przed bramą prowadzącą na tor. Renesme, nie chcąc stracić szansy zarobku, szybko ruszyła za nim.
- Zaraz, chwila. – Powiedziała, łapiąc go pod ramię jak tylko udało się jej dogonić blondyna. - Mój kumpel siedzi, ale ja mogę wziąć za niego tę robotę. - Dodała jak tylko mężczyzna się zatrzymał, mimo iż sam nie wiedział, dlaczego to zrobił, skoro tak działała mu na nerwy. Jednak jak tylko usłyszał jej propozycję, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Jego reakcja w pierwszej chwili zaskoczyła brunetkę do tego stopnia, że stanęła jak oniemiała, szybko jednak jej zaskoczenie zamieniło się w złość.
- No i co cię tak bawi, gogusiu?!
Natychmiast spoważniał, słysząc jej wściekły ton głosu. Nie żeby się jej przestraszył, bo chociaż widać było, iż nie jednemu mogłaby porządnie skopać tyłek, to jednak w nim jakoś nie wzbudzała strachu. Spoważniał, ponieważ zamierzał odrzucić jej śmieszną propozycję i chciał, by dobrze to zrozumiała.
- Przyznaję, potrafisz w jednej chwili wkurzyć mnie jak nikt i jednocześnie też rozśmieszyć, ale to nie wystarczy, by podjąć się tego zadania. Dlatego przykro mi królowo, ale nie dostaniesz tej roboty.
***************
Pojawienie się Damaris, wstrząsnęło nim. Nie chcąc jednak okazać słabości przed szatynką jak i samym komisarzem, szybko się opanował. Jednak od chwili kiedy to dowiedział się, że teraz będzie z nią pracował cały czas wrzała w nim wściekłość. I tu już nawet nie chodziło o to, że nie będzie mógł pracować sam, a o to, że to właśnie ona będzie jego partnerem. Przez trzy lata była jego ukochaną, kimś za kogo oddałby życie i dla kogo zrobiłby wszystko. Dziś była dla niego kimś, kto wbił mu nóż w serce i nie wyobrażał sobie współpracy z nią nawet przez sekundę. Bo żeby rozwikłać jakąkolwiek sprawę trzeba nie tylko współpracować ze swoim partnerem, ale też darzyć go zaufaniem, a tego pomiędzy nimi na pewno już nie było. Trzeba mieć trzeźwy umysł i nie pozwalać sobie na to, by ktokolwiek lub cokolwiek go rozpraszało. Niestety już sama obecność szatynki będzie bruneta rozpraszać i to najbardziej go wkurzało. Wspomnienia wróciły i znowu kuły w serce niewyobrażalnie mocno. Musiał naprawdę dużo siły użyć, by pokazać jej, iż nic już dla niego nie znaczy, co oczywiście nie było prawdą, bo mimo że go zawiodła, to on ją wciąż kochał. Co prawda ich związek nie rozpadł się tylko z jej powodu, on też był winny, jednakże wystarczyło, by go zrozumiała, a wszystko potoczyłoby się inaczej. Ona jednak postawiła mu ultimatum, a on nie mogąc zawieść brata i samego siebie dokonał wyboru, który zakończył ich związek.
- Jasna cholera! – Zaklął, uderzając pięścią w blat biurka.
Chwilę potem w drzwiach jego gabinetu pojawiła się ona.
- Mogę wejść? - Zapytała ze spokojem w głosie, jakby tamta kłótnia nie miała w ogóle miejsca.
- Jasne. – Odparł, udając, że czyta czyjeś akta.
Jak tylko usiadła na przeciw niego, zapytał:
- O co chodzi?
- To co wydarzyło się parę lat temu, uznajmy za zamknięty rozdział i skupmy się na chwili obecnej, okej?
- Chwili obecnej, czyli?
- Na pracy, czyli traktujmy siebie tak jakbyśmy naprawdę poznali się dopiero dziś i jedyne co nas będzie łączyło to będzie praca, okej?
- Dopiero co mówiłaś, że to będzie trudne, a teraz...
- A teraz mówię coś innego. A Ty zamiast łapać mnie za słowa i prowokować kolejną kłótnię, lepiej przyjmij moją ofertę.
Nie rozumiał jej nagłej zmiany zachowania, ale nie chciał i nie miał czasu się nad tym zastanawiać, dlatego też zgodził się na jej ,,ofertę".
- Skoro tę część wyjaśniliśmy, to teraz zajmijmy się sprawą Andersona.
- Przeczytałaś już akta?
- Owszem.
- I...
- I uważam, że trzeba użyć podstępu, by facet wpadł w naszą pułapkę. Mówiąc jaśniej, potrzebny nam jakiś szpicel, który się do niego zbliży, zdobędzie jego zaufanie i w ten sposób pomoże nam go dorwać.
- Zadbałem już o to.
- Słyszałam, ale słyszałam też, że twój szpicel dziś rano trafił za kratki.
- Że Ku**a co?! - Zapytał zaskoczony, podrywając się na równe nogi.
*******************
Po powrocie do domu był jeszcze bardziej wściekły, niż wtedy kiedy z niego wychodził. Nie dość, że stracił jedynego człowieka, który mógł pomóc mu w zrealizowaniu zamówienia. To jeszcze teraz miał na głowie wścibską brunetkę, która jak widać została doskonale poinformowana przez swojego przyjaciela o robocie, jaką mieli wykonać. I może miałby to gdzieś, gdyby nie fakt, iż zdawał sobie sprawę, że owa piękność nie odpuści tak łatwo. Dziewczyna miała charakter. Bardzo mocny charakter, jej hardość i upartość czuć było na kilometr. Kogoś takiego trudno będzie przekonać do tego, by zapomniał o tym, co wie i dał se spokój. I niestety Michael przekonał się o tym o wiele szybciej, niż myślał, że będzie miał okazję się przekonać. Po wejściu do domu od razu skierował się do kuchni po szklankę soku pomarańczowego. Jak tylko ją napełnił upił łyk i skierował się w stronę salonu. Uznał, że napój i kojąca muzyka pomoże na skołatane nerwy. Jednakże jak tylko zapalił światło, oniemiał z zaskoczenia na widok leżącej na jego kanapie ów niedawno poznanej ślicznotki.
- Co robisz w moim domu? – Zapytał, jak tylko pierwszy szok minął. - I zabieraj te buciory z mojej sofy. – Rzekł, zrzucając jednym ruchem ręki jej zgrabne nogi na podłogę.
- Śledziłam cię. - Powiedziała to takim tonem, jakby owy czyn był naturalny.
- Spodziewałem się tego, ale jakim cudem weszłaś do środka? – Zapytał, odstawiając szklankę na stolik.
- Kominem, jak święty Mikołaj. - Zażartowała.
Po czym ściągnęła buty i ponownie zarzuciła nogi na łóżko, jeszcze bardziej się na nim rozgaszczając.
- Ha ha, bardzo śmieszne. - Rzekł ironicznie, piorunując ją wzrokiem zabójcy. - A teraz kiedy już opowiedziałaś swój kiepski żart, bądź tak miła i opuść mój dom, a ja będę wtedy także miły i nie zgłoszę tego włamania.
- Podać ci telefon? – Zapytała, posyłając mu słodki niby niewinny uśmieszek, za którym kryła się diablica.
- Posłuchaj... – Zaczął, lecz niedane było mu skończyć, gdyż natychmiast mu przerwała.
- Nazywam się Renesmę Sparks, od dziecka kradłam i uczyłam się włamań. Od kumpli z ulicy, na której się wychowałam, nauczyłam się jeździć motorem i każdym autem. Potrafię naprawić każdą furę, mniej lub bardziej skomplikowaną. Potrzebuję forsy, a Ty pomocnika. Jak się ścigam sam widziałeś, a więc nie powinieneś mieć wątpliwości co do tego czy będę potrafiła zwiać, gdyby wymagała tego sytuacja. Jeśli chodzi o gliniarzy to tak zalazłam im za skórę, że dłużej niż dwie minuty nie wytrzymają ze mną. Powierzonemu zadaniu poświęcam się bezgranicznie. Będę solidnym i lojalnym pracownikiem. A więc jak widzisz, nie masz innego wyjścia, jak tylko wziąć mnie do tej roboty. - Powiedziała zadowolona z siebie i pewna, że upolowała już faceta swoim przemówieniem.
- Cudowne referencje se wystawiłaś, jednak ja wciąż jestem na NIE. - Powiedział najpoważniej jak potrafił. - A teraz bądź tak miła i opuść mój dom. – Dodał, wskazując Renesme drogę do wyjścia.
- NIE!
- Nie?!
- NIE!
- Rany boskie, jakie licho postawiło cię na mojej drodze?! - Ni to zapytał, ni stwierdził.
- Takie samo licho, które Ciebie postawiło na mojej. - Odcięła się.
- Nie prosiłem o to.
- Ani ja.
- No więc, wyjdź.
- Nie, dopóki nie dasz mi tej roboty. – Powiedziała, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. - A w między czasie możesz mi nalać drinka, bo zaschło mi w gardle od tego gadania i przynieś popielniczkę, bym miała zgasić gdzieś peta jak wypalę papierosa. – Dodała, po czym wsadziła do ust wyciągniętego wcześniej z paczki fajka. I już miała go podpalić, gdy Michael wyrwał jej go i zgniótł w swojej dłoni.
- Ochujałeś?! – Zapytał, podrywając się na równe nogi.
- Nie przeklinaj. - Skarcił ją na wstępie. - A teraz siadaj i słuchaj uważnie, królowo szos, bo nie będę powtarzał dwa razy. – Rozkazał, popychając ją lekko ponownie na kanapę.
By miała świadomość, że on nie żartuje i by zdobyć nad przeciwnikiem przewagę, pochylił się nad nią tak, by jego spojrzenie było na wysokości jej spojrzenia.
- Nie dostaniesz drinka, bo w tym domu nie ma grama alkoholu. Tu także się nie pali ani nie przeklina.
- Jeszcze mi powiedz, że w tym domu nie uprawia się seksu to już całkiem pierdolnę. - Palnęła nagle, ponownie wchodząc mu w słowo.
To pytanie go zaskoczyło, ale nawet nie dał tego po sobie poznać, tylko od razu się zrewanżował.
- A co, jesteś zainteresowana?
On także ją zaskoczył, jednak tak samo jak blondyn nie dała tego po sobie poznać, tylko przeszła do ataku.
- Ja nie, ale Tobie przydałoby się bzykanko, może wtedy byłbyś milszy dla swoich gości.
- Dla swoich gości jestem miły... Ty jednak nie jesteś moim gościem, a jedynie włamywaczką.
- Włamywaczka też gość. - Palnęła znowu.
W tym momencie jego cierpliwość, która i tak była na wyczerpaniu, skończyła się.
- Masz minutę, by opuścić mój dom, inaczej pożałujesz, że tu weszłaś. - Powiedział tonem mrożącym krew w żyłach.
Tyle, że jej krwi nie zmroziło, a wręcz przeciwnie. Jej krew zaczęła wrzeć w żyłach jak szalona, kiedy taki przystojniak wisiał nad nią i przysuwał się coraz bliżej i bliżej. Wpatrywała się w jego piwne oczy jak zaczarowana. Pachniał tak męsko...Tak seksownie, że przyprawił ją o szybsze bicie serca. Odruchowo przygryzła wargę, nie mogąc wyjść z podziwu, że facet jest tak cholernie przystojny. Zauważył to i aż przełknął ślinę, gdyż ten niekontrolowany odruch ze strony brunetki go podniecił. Zaskoczony taką reakcją swojego ciała, szybko cofnął się do tyłu. Sięgnął po szklankę z sokiem i upił łyk, by jakoś ostudzić swe nagłe pożądanie. Renesme w tym czasie zajęła się zakładaniem obuwia, by także ukryć swoje podniecenie, które facet w niej wzbudził. Kiedy skończyła, wstała z sofy i stojąc z nim oko w oko, powiedziała:
- Prześpij się z moją propozycją...
- Nie muszę... - Wtrącił się natychmiast, nie chcąc ponownie ciągnąć tej bezsensownej rozmowy.
- Prześpij się, a ja jutro wrócę i dasz mi odpowiedź. – Powiedziała, także wchodząc mu w słowo, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CamilaDarien
Początkujacy
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 23:26, 26 Lis 2015
|
|
Przybywam do Ciebie, Aneć z innej planety, żeby skomentować ten cudowny rozdział, który właśnie wstawiłaś A dlaczego z innej planety, to nie wiem, ale chciałam, żeby było śmiesznie, haha
Zaczynając od początku to Lucan się nieźle zdziwił, że będzie musiał pracować z kobietą. Domyślam się, że nie jest mu to na rękę, bo jak wspomniał, zawsze pracował sam, ale cóż... Ja i tak wiem, że to tylko tania wymówka, że nie chce pracować z Damaris. On tak naprawdę marzy o tym, tylko boi się, że podczas pracy będzie jej ciągle zaglądał w dekolt i to go będzie rozpraszać. A tak serio, to widzę, że oni się doskonale zdają, tylko jestem ciekawa, co się między nimi wydarzyło w przeszłości, że teraz tak się nie lubią i drą ze sobą koty. Czuję, że w tym wątku będzie dużoooo ognia!
Tymczasem Michael jest wściekły, gdyż Phil nie zjawił się na spotkaniu z nim. Na jego miejscu to bym go powiesiła za jaja na najbliższym drzewie, bo każdy wie, że Michaela Tegana Andersona nie wystawia się do wiatru. NIGDY!
Hehe, powiem ci szczerze, że początkowo myślałam właśnie, że Renesme się ściga z Michaelem, ale potem mnie z błędu wyprowadziłaś, więc wiedziałam czego się spodziewać Wygrała! Przecież nie mogło być inaczej i dzięki temu miała okazję rozmawiać z Andersonem, choć na początku nie wiedziała kim jest i przez to była z deka niemiła dla niego, ale potem jak już się dowiedziała to zmieniła swoje nastawienie Phila zapuszkowali, nie powiem, że mi przykro, bo gdyby go nie aresztowali, to Michael nie miałby okazji poznać Renesme Jednak najbardziej rozjebała mnie ostatnia scenka, haha Robiła wszystko to, czego on nie lubił i przez to chyba trochę se u niego nagrabiła. Ale najlepszy tekst to ten:
- Jeszcze mi powiedz, że w tym domu nie uprawia się seksu to już całkiem pierdolnę.
No jebłam jak to przeczytałam Ona jest dobra, nie ma co
- Włamywaczka też gość.
Haha, nie dziwię mu się, że stracił cierpliwość. Ale mam nadzieję, że przez tą jej upartość, on jej w końcu ulegnie i ją zatrudni. Już blisko besooo było i szkoda, że się opamiętali i odsunęli od siebie.
Czekam na nexta Buziaki |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 19:01, 05 Sty 2016
|
|
Rozdział 4
Wkurzył się nie na żarty, kiedy usłyszał, że jego szpicel trafił za kratki. Na szczęście to był fałszywy alarm i aresztowano kogoś innego. Tak więc Lucan nadal miał swojego asa w rękawie, jednakże nie zamierzał dzielić się tą informacją z nikim. Owszem, komisarz kazał mu współpracować z Damaris, jednak on swój plan wprowadził w życie jeszcze przed jej pojawieniem się, a więc to była jego sprawa. Ze względu na rozkaz będzie udawał, że pracuje z szatynką, a na boku załatwi to po swojemu jak zawsze. Medalu za to nie dostanie, nawet jak złodziej zostanie zapuszkowany, mało tego oberwie się mu i to porządnie, ale w tej chwili miał to gdzieś. Dla niepoznaki przed Damaris odegrał scenkę żalu i złości, że jego plan rzekomo szlag trafił. Potem wrócił do swojego gabinetu, dopił kawę i ruszył w teren nazbierać informacji w innej sprawie. Do komisariatu tego dnia już nie powrócił. A wieczorem siadł przed telewizorem z piwem w ręku z nadzieją, że wreszcie obejrzy mecz. Niestety i tym razem się to nie udało, bo jak tylko spoczął na kanapie, dzwonek do drzwi zaczął natrętnie dzwonić. Początkowo udawał, że go w ogóle nie słyszy, jednak niespodziewany gość był strasznie natrętny bądź uparty, więc brunet nie chcąc ogłuchnąć, poszedł w końcu otworzyć.
- Mamy do pogadania. - Usłyszał, jak tylko otworzył drzwi.
I nim się zorientował, szatynka wtargnęła do jego domu bez zaproszenia.
- Oglądam mecz. - Powiedział, szeroko otwierając drzwi i dając jej tym samym do zrozumienia, że ma wyjść.
- To ważne. - Naciskała.
Z jej miny wywnioskował, że mówi szczerze. Zamknął więc drzwi i zaprosił ją do salonu.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał z grzeczności.
- Nie, dziękuję. - Odpowiedziała, siadając na kanapie.
Wyłączył więc telewizor i usiadł obok.
- Zamieniam się w słuch.- Rzekł, upijając kolejny łyk piwa.
- Kilka razy przeglądałam akta Andersona i jedna rzecz mnie niepokoi, a wręcz zastanawia. - Powiedziała, przyglądając mu się z uwagą.
- Jaka?
- Tam nie ma nic o jego życiu osobistym.
- No nie ma i co?
- Jak to co?! Przecież takie informacje czasami są na wagę złota.
- A w czym niby ma nam pomóc informacja, ile miał lasek czy też dzieci? - Zapytał, biorąc kolejny łyk browara.
- Nie rób ze mnie debilki, bo doskonale wiesz, że nie chodzi mi o ilość lasek czy dzieci, a o coś całkiem innego.
- A konkretnie o co?
- Kim są jego rodzice, czy żyją. Jakich ma przyjaciół, czy ma rodzeństwo. Skąd miał kasę na założenie firmy i tym podobne. Może dla niektórych to mało ważne informacje, ale nie dla nas, Lucan.
- Mnie interesuje obecny etap śledztwa i jego poczynań, a nie jakaś tam przeszłość.
- I to jest błąd! Bo nie wyobrażasz sobie, ile korzyści mogą dać nam takie informacje. Wiedza o jego przeszłości może nam pomóc w szybszym dorwaniu go.
- A więc co proponujesz?
- Trzeba najpierw przegrzebać jego przeszłość, a potem pomyśleć nad pułapką.
Nie lubił nikomu przyznawać racji jednak Arch w tej sprawie miała rację. Takie informacje mogłoby im pomóc. Co więcej, sam zamierzał pogrzebać w przeszłości Andersona, skoro nie zrobili tego jego poprzednicy. Nie zdradził się jednak z tym ani przed komisarzem, ani przed Damaris. Sytuacja się jednak zmieniła, skoro szatynka także zamierzała w tym kierunku, on będzie musiał z nią współpracować. Jednak o swoim asie w rękawie nie zamierzał jej nadal wspominać.
- Dobra, jutro zabieramy się za to. - Powiedział, biorąc ostatni łyk piwa. - A teraz wybacz, ale chcę obejrzeć mecz. - Powiedział, włączając ponownie telewizor.
Wypraszał ją w ten sposób, wiedziała to, a mimo wszystko nadal siedziała.
- Coś jeszcze? - Zapytał, gdy pięć minut później ona nadal tkwiła na jego kanapie.
- Nie... To znaczy tak.
Spojrzał na nią pytająco, widząc, że próbuje zebrać siłę, by zadać mu zapewne trudne pytanie.
- Czy mogę zostać i obejrzeć z Tobą?
******************
Po wyjściu brunetki natychmiast sięgnął po telefon. Na szczęście Aaron dość szybko odebrał.
- Jest dwunasta w nocy i chyba koniec świata, skoro Ty nadal nie śpisz. - Powiedział Russo, jak tylko odebrał telefon.
- Koniec świata to będzie jak nie pozbędę się tej upartej kobiety. - Warknął do słuchawki.
- Jakiej kobiety? - Zapytał natychmiast Aaron z zaciekawieniem.
- Nieważne.
- Jak Ku**a nieważne!? Jakaś laska jest u Ciebie na chacie o dwunastej w nocy i Ty mówisz, że to nieważne! Człowieku, gdybym to usłyszał od kogoś innego, to bym nie wnikał, ale tu chodzi o Ciebie. - Rzekł z podekscytowaniem w głosie, słysząc takiego niusa.
- A jaka to różnica czy to ja, czy ktoś inny? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, co kumpel chce przez to powiedzieć.
- A taka, że ostatni raz widziałem u twego boku laskę w erze kamienia łupanego. - Wyznał szczerze.
- Przesadzasz... Zresztą nie będę teraz dyskutował z Tobą o moim życiu prywatnym, kiedy mam na głowie coś ważniejszego. Dlatego zamilknij i słuchaj. - Powiedział na tyle ostrym tonem, by Aaron pojął, iż żarty się skończyły.
- Zamieniam się w słuch. - Powiedział, nie chcąc go dalej drażnić, skoro i tak nie miał najlepszego nastroju.
- Ten cały Phillip siedzi. - Poinformował na wstępie. - A to oznacza, że całą sprawą muszę zająć się sam. Jednak to nie mój jedyny problem i dlatego musisz jutro z rana ruszyć dupsko i tu przyjść. - Rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu i nie przyjmującym odmowy.
- Jasne, a nakreślisz mi teraz choć trochę ten problem?
- Nasz niby lojalny Phillip, zdążył się już pochwalić pewnej damie o robocie, jaką mu zaproponowałem i teraz ta dziewczyna nie chce się odczepić.
- Zażądała kasy za milczenie, tak? - Zapytał, by się upewnić, że dobrze rozumie.
- Gorzej.
- Jak to?
- Królowa szos chce, bym dał jej tą robotę. - Powiedział blondyn, przewracając oczami na samą myśl o tym absurdzie.
- Żartujesz?!
- Ani trochę.
- I co zrobisz?
- Jutro ci powiem.
- Okej.
- A i jeszcze jedno... Przyślij z samego rana do mnie tego speca od alarmów.
- A po cholerę?
- By wymienił mi na nowy sprzęt, tylko zastrzeż mu od razu, by tym razem nie nawalił.
- Chcesz powiedzieć, że ktoś się włamał do Ciebie?! - Zapytał ze szczerym zdziwieniem.
- Nie ktoś, tylko ta uparta kobieta. - Syknął niezadowolony, że w ogóle do tego doszło.
- O żesz Ku**a! - Zaklął Aaron, zaskoczony tym co usłyszał.
- Jutro u mnie. - Powiedział Michael, po czym się rozłączył, nie mogąc dłużej znieść tych przekleństw ze strony kumpla.
Poza tym nie miał dziś ochoty wyjaśniać Aaronowi całej tej sytuacji, a wiedział, że ten nie przestanie pytać, jeśli Anderson zaraz się nie rozłączy. No więc się rozłączył. Potem udał się na górę, zdjął z siebie ubranie i wszedł do łazienki. Odkręcił kran po czym zanurzył całe swoje ciało pod strumieniem chłodnej wody. Strumienie wody po chwili zaczęły rozluźniać jego spięte mięśnie. Delektował się tym prysznicem, ale wszystko szlag trafił, jak tylko zamknął oczy. Bo od razu w jego głowie pojawiał się widok owej piękności, która zalazła mu za skórę jak jeszcze nikt. Mało, że go wyprowadzała z równowagi, to jeszcze obudziła w nim żądze, na które zamknął się dawno temu. By jak najszybciej pozbyć się brunetki ze swojej głowy, jeszcze bardziej odkręcił wodę tak, by lodowata woda zalała jego ciało. Ta terapia pomogła. Po prysznicu zadowolony udał się do kuchni, tam wypił szklankę mleka, a potem udał się do łóżka na spoczynek.
********************
Całą drogę do domu myślała o nieziemsko przystojnym blondynie, który zadziałał na jej zmysły i nie tylko, jak jeszcze nikt inny. Facet miał charakter i wiedziała, że nie będzie łatwo go przekonać, by wziął ją do tego zadania. Z jednaj strony imponowała brunetce postawa Michaela, zaś z drugiej strony wkurzała, iż był tak uparty i zasadniczy. Trochę będzie musiała się natrudzić , ale także była uparta i wiedziała, że dopnie swego prędzej czy później. Jak tylko weszła do domu, w kuchni pojawił się Paul.
- Nareszcie jesteś. - Rzekł z wyrzutem, iż od dwóch dni Renesme nie zagościła swoją obecnością w domu. - Gdzie byłaś? - Zapytał, spoglądając na reklamówki z zakupami.
Już miała odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia weszła rudowłosa dziewczyna mająca jakieś dwadzieścia pięć lat.
- Twojej matki nie ma odkąd przyszłam. A dziewczyna, która wcześniej z nimi siedziała, poszła do domu. - Oznajmiła bez zbędnych ceregieli. - Jedli obiad, teraz czekają na kolację.
- Zaraz ją zrobię.
- Ja w takim razie się zmywam, w razie czego dzwoń. - Powiedziała, kładąc na blacie kartkę z imieniem i numerem telefonu, po czym bez słowa opuściła mieszkanie.
- Kto to jest i co tu się dzieje, Esme? - Zapytał chłopczyk, jak tylko kobieta się ulotniła.
Brunetka postawiła zakupy na stole, po czym kucnęła przed bratem.
- Posłuchaj, zjemy najpierw kolację, a potem jak dziewczynki pójdą spać, wszystko ci wyjaśnię, okej?
Po minie Paula widać było, że nie chce czekać, ale tak jak i Renesme on też nie chciał, by ich rozmowę słyszała Megan i Lisa.
- Okej. - Powiedział i wrócił do pokoju popilnować sióstr.
Brunetka tymczasem zajęła się robieniem kolacji. Kiedy jedzenie było już gotowe, umyła ręce Lisie i Megan, po czym cała czwórka zasiadła do stołu.
- Co dziś jemy? - Zapytała Meg.
- Naleśniki z serem i bananami polane sosem czekoladowym. - Oznajmiła brunetka z uśmiechem na twarzy.
Ta informacja sprawiła, że na twarzach całej trójki pojawił się nie tylko uśmiech od ucha do ucha, ale też okrzyki radości. Nie co dzień dzieciaki mogły jeść takie frykasy z powodu braku pieniędzy, ale dziś po wygranym wyścigu, Esme było stać na tak wykwintną kolację dla swojego rodzeństwa.
- Gdzie mama?
- Poszła wczoraj z Salomonem i nie wróciła.
- I kto się wami zajmował?
- Wczoraj był Phillip, ale rano przyszła Gina i powiedziała, że go zamknęli, więc ona z nami zostanie. A potem zjawiła się ta ruda i kazała Gi spadać.
- Byłeś w szkole?
- Wczoraj tak, a dziś nie.
- Czemu?
- Zaspałem.
Renesme nie wnikała dalej, gdyż uznała, że ten temat także należy omówić bez dziewczynek. Po zjedzonej kolacji dzieciaki dostały w nagrodę po porcji lodów i poszły oglądać dobranockę. Tymczasem Esme posprzątała w kuchni, trochę ogarnęła pokój, a kiedy skończyła, usiadła na kanapie obok rodzeństwa. Po godzinie dwudziestej dziewczynki już spały, a Paul przystąpił do ataku.
- No dobra, teraz czekam na wyjaśnienia.
- Byłam na komisariacie.
- Dwie doby?! - Zapytał zaskoczony chłopczyk, nie bardzo wierząc w to, co słyszy.
- Tak.
- Nieprawda. - Zarzucił jej kłamstwo, wiedząc doskonale, jak policja kocha jego siostrę. - Oni z Tobą nie wytrzymują dwóch minut, a co dopiero dwie doby.
- Tak, ale tym razem trafiłam na tego palan... Na tego gbura Donovana.
To wyjaśnienie wystarczyło.
- No okej i co dalej?
- Po wyjściu z komisariatu pojechałam na tor, by zarobić trochę kasy.
- Okej, a kim jest ta ruda i czemu wygnała Ginę?
- Ta ruda, a raczej Tina będzie się wami opiekować pod moją nieobecność.
- Dlaczego?
- Bo Phill siedzi, a na matkę jak wiesz, nie można liczyć.
- Ale jest jeszcze Gina.
- Gina ma piętnaście lat i nie może non stop się wami zajmować.
- Dlaczego?
- Paul, czy naprawdę muszę ci to tłumaczyć? Przecież dobrze wiesz, że jakby przyszedł kurator i zobaczył...
- Tak, wiem.
Powiedział ze smutkiem na twarzy, dobrze wiedząc, co siostra chce powiedzieć.
- A teraz powiedz mi, czemu nie byłeś w szkole?
- Nie poszedłem do szkoły, bo jak wstałem, nie było Phillipa, a Gina przyszła za późno i już bym nie zdążył na lekcje.
- A więc, zostałeś w domu ze względu na siostry?
- Tak.
- W takim razie jesteś usprawiedliwiony, mój mały bohaterze.
Powiedziała, przytulając brata do siebie i całując go w czoło.
******************
Następnego dnia.
Jak tylko przekroczyli próg domu, Russo klapnął na kanapę jak zdechły pies.
- Wody...wody... - Powtarzał ciągle, spoglądając na blondyna, jakby ten urwał się z innej planety.
Znał już go tyle czasu, ale po dziś dzień nie mógł się nadziwić jak można mieć taką dobrą kondycję.
- Sapiesz jakbyś zaraz miał umrzeć. - Rzekł Michael, spoglądając na swojego kumpla, który nadal próbował wyrównać swój oddech.
- Posłuchaj... Szanuję to, że żyjesz zdrowo, uprawiasz sporty i unikasz używek, ale błagam, nie wciągaj mnie w to. Ja jestem za stary, żeby biegać dziesięć kilometrów dziennie. Jestem twoim kumplem i oddam za Ciebie życie, jeśli trzeba, ale nie zmuszaj mnie do takiej udręki jak dziś.
- Człowieku, czy Ty nie przesadzasz? - Zapytał, podając mu butelkę wody niegazowanej. - Dziesięć kilometrów raz na jakiś czas cię nie zabije.
- Oj... nie, nie jestem tego taki pewny. - Powiedział jak tylko wyczyścił całą butelkę do cna. - Poza tym o ile mnie pamięć nie myli, mieliśmy pogadać o tej lasce, co ci się do chałupy włamała.
- Najpierw zjem śniadanie, bo potem mogę już nie mieć apetytu.
Powiedział, po czym udał się do kuchni, zostawiając Aarona z nietęgą miną. Tam zrobił sobie koktajl z jogurtu naturalnego z dodatkiem pomarańczy, banana i truskawek oraz dziesięć kanapek z ciemnego pieczywa bez masła z samymi warzywami.
- Idziesz? - Zapytał kumpla, tym samym dając mu znać, że zaprasza go na posiłek.
- Nie, dziękuję. - Odpowiedział Russo, czując, że owe śniadanie nie przypadłoby mu do gustu. - Wolę poleżeć i nabrać siły. - Dodał, by blondyn nie poczuł się urażony.
Michael uśmiechnął się pod nosem, słysząc ten wykręt. Po czym wrócił do kuchni, zjadł w spokoju, popił koktajlem, a kiedy skończył, zmył naczynia i dopiero wtedy wszedł ponownie do salonu.
- To zamieniam się w słuch.
- Laska chce, bym wziął ją do tej roboty i robi wszystko, by postawić na swoim.
- Uparta czy głupia?
- Raczej to pierwsze.
- Uuu, to klawo.
- Wcale nie. Bo ona nie zrezygnuje tak łatwo, a moje argumenty jak na razie ją nie przekonują.
- A jakie to argumenty?
- No, że zawsze pracuje sam.
- Ulalla, to faktycznie są to miażdżące argumenty.
- Przestań kpić i lepiej mi powiedz, jak mam się jej pozbyć?
- Przyjmij ją.
- Zwariowałeś czy faktycznie komórki mózgowe ci się przegrzały i teraz pleciesz bzdury?
- Posłuchaj, wziąłeś zlecenie, które może cię pogrążyć, jeśli będziesz działał sam. Więc może warto by było ją zatrudnić.
- Nie uśmiechało mi się pracować z facetem, a mam wziąć do współpracy kobietę?
- A dlaczego nie? Sam mówiłeś , że sporo potrafi.
- No tak, ale...
- Posłuchaj... Wieczorem przyniosę ci jej akta z każdym detalem jej życia. Przejrzysz i zastanowisz się.
- Okej, a do tego czasu poddam ją osobistemu testowi.
- Yyy... czyli?
- Zaproszę ją na wyścig.
******************
Sam nie wiedział, czemu się zgodził, by Damaris została na mecz. Ale musiał przyznać, że bardzo miło spędzili ten czas. Na tę jedną chwilę wszelkie żale i konflikty poszły w niepamięć. Niestety, rankiem wszystko się na nowo skomplikowało. Kiedy to szatynka wkroczyła do kuchni po wziętym wcześniej prysznicu, brunet już czekał na nią ze śniadaniem.
- Chcesz kawy? - Zapytał, mimo iż znał odpowiedź.
- Tak, poproszę. - Odpowiedziała, siadając do stołu. - I przepraszam. - Dodała po chwili, spuszczając głowę, gdyż było jej głupio, że zasnęła na jego kanapie w trakcie meczu.
- Nie masz za co. - Odpowiedział, stawiając przed nią kubek gorącej cieczy.
- Miałam obejrzeć mecz i wyjść, a tymczasem...
- Zasnęłaś i nie ma się co dziwić po tak ciężkim dniu.
- No tak, ale...
- Nie ma żadnego ale. - Uciął. - A teraz smacznego.
Ucieszyła się, że nie jest na nią zły i zabrała się za jedzenie. Jedli w milczeniu. Lucan był pewny, że taka miła atmosfera już pozostanie do końca dnia, niestety, bardzo się pomylił. Bo jak tylko skończyli jeść i zaczęli szykować się do wyjścia, Damaris zadała pytanie, po którym był pewny, że dojdzie do kłótni.
- Odnalazłeś go?
- Nie.
- I wciąż szukasz.
- Tak.
- Nie sądzisz, że to nie ma sensu?
- Nie, nie sądzę.
- A ja myślę...
- Wiem, co myślisz, bo już dawno mi to powiedziałaś.
- Wtedy powiedziałam, że to nie ma sensu, bo to jak szukanie igły w stogu siana. I nadal to podtrzymuję, jednak doszedł jeszcze jeden argument, byś przestał te beznadziejne poszukiwania.
- Tak, a niby jaki?
- Minęło wiele lat i on już nie jest małym chłopcem, tylko dorosłym mężczyzną, który na pewno ma swoje życie.
- I co z tego?
- A to, że gdyby chciał, to sam by cię odnalazł, a skoro tego nie zrobił, to widać nie chce, byś uczestniczył w jego życiu i może nie być szczęśliwy, gdy pewnego dnia staniesz pod jego drzwiami. Marnujesz swoje życie, szukając go. Nie rozumiesz tego?!
- Ty marnujesz swój czas, próbując wyperswadować mi ten pomysł.
- Ku**a, Lucan!
- Wiesz co... Myślałem, że chociaż raz tego nie spieprzysz, ale jak widać znowu się pomyliłem i upewniłem w tym, że naprawdę cię nie znam.
Po tych słowach wsiadł w samochód i odjechał, zostawiając ją wściekłą na chodniku przed swoim domem.
*******************
Znalezienie Renesme nie było trudnym zadaniem dla blondyna. Wystarczyło, że udał się do domu Phillipa i pogadał z Giną, jego siostrą. Adresu mu podać co prawda nie chciała, ale zgodziła się przekazać informację oraz numer telefonu. Reakcja brunetki była natychmiastowa, bo ledwo wszedł do firmy, jak zadzwoniła jego komórka.
- A więc, jednak przespałeś się z tym tematem i robota jest moja. - Powiedziała, jak tylko odebrał.
- Masz za zbyt wybujałą wyobraźnię, królowo szos. - Odpowiedział z lekką kpiną w głosie.
- To po jaką Ku**a cholerę, zawracasz mi moje zgrabne dupsko?! - Zapytała wkurzona jego kpiną.
- Nie przeklinaj. - Pouczył.
- Nie mów mi, co mam robić. - Warknęła. - Nie jestem twoją własnością...
- Ale będziesz, jeśli wygrasz wyścig.
W pierwszej chwili chciała mu posłać wiązankę przekleństw, słysząc pierwszą część jego wypowiedzi, ale ugryzła się w język, kiedy wspomniał o wyścigu.
- Jak mam to rozumieć? - Zapytała, by upewnić się, iż dobrze zrozumiała jego przesłanie.
- Wygrasz wyścig ze mną... Dostaniesz robotę.
- Zgoda. - Odpowiedziała zadowolona, że wygrana jest już jej. - Podaj czas i miejsce.
- Dziś wieczorem na trasie E-50, masz być sama.
- Okej, a kto ogłosi wynik?
- Przyjadę z kumplem, on będzie jedynym świadkiem wyścigu.
- A jaką mam pewność, że nie zrobicie mnie w chu.. w trąbę?
- Wyścig będzie nagrywany kamerą, będziesz więc mogła obejrzeć go potem i stwierdzić czy nie zrobiliśmy cię w trą... To znaczy czy cię nie oszukaliśmy.
- Okej, to do zobaczenia o 20.00.
I równo o 20.00 oboje wstawili się na linii startu wyznaczonej przez Aarona. Mężczyzna stanął po między jednym a drugim autem, by po chwili jednym machnięciem ręki rozpocząć wyścig. Nim wystartowali jeszcze oboje zmierzyli się wzrokiem, po czym Renesme nacisnęła na gaz i ruszyła jak rakieta swoim Nissanem skyline r34 koloru czerwonego. Michael ruszył zaraz za nią w ogóle nie przejęty tym, iż chwilowo brunetka ma nad nim przewagę. Wiedział, że jego Arash af10 koloru czarnego doprowadzi go do zwycięstwa, bez względu na to kto wystartował pierwszy. Aaron tymczasem uruchomił kamerę i zajął miejsce na wzgórzu, by móc widzieć i nagrać cały wyścig. Pisk opon, kłęby dymu za każdym zakrętem był jak kojąca muza dla Russo. Wyścig był naprawdę emocjonujący i gdyby mogła go obejrzeć większa część widowni niż tylko Aaron, na pewno zgarnęliby sporo kasy na nim. Niestety, tym razem nie chodziło o zarobek i dlatego nie mogło być świadków.
Renesme zadowolona, że tak bardzo odsadziła swojego rywala jeszcze raz spojrzała w lusterko, by się upewnić, a blondyn jest daleko w lesie.
I nie myliła się. Zwolniła więc delikatnie, by nie nadwyrężać silnika przed kolejnym zakrętem, a gdy się już do niego zbliżała, ponownie nacisnęła gaz i driftem weszła w zakręt, jakby to była bułka z masłem. I nagle obok jej auta znalazł się rywal z triumfującym uśmiechem na widok jej zdziwionej miny. Jak... Do cholery, jak on to zrobił? Pytała samą siebie w myślach brunetka. Przecież tak bardzo go odsadziła, więc jakim cudem nagle ją wyprzedził. Zastanawiała się, próbując sobie też przypomnieć, w którym momencie straciła czujność. Tymczasem Michael wyprzedzał ją o dwa kolejne zakręty. Wkurzona nacisnęła pedał gazu, raz jeszcze samochód nabrał prędkości, przy której tylko twardziele wysiedzieliby za kierownicą. Zaczęła go doganiać, a kiedy znów znalazła się przy nim, szli łeb w łeb już do samego końca. Na mecie stanęli oboje, zdaniem Aarona równocześnie. Jednak żadne z nich nie potrafiło się zgodzić z tym, by żadne nie wygrało. Ani Michael, ani Renesmę nie brali pod uwagę remisu.
- Patrzyłeś uważnie? - Zapytał blondyn, spoglądając podejrzliwie na kumpla.
- Jasne.
- No widziałeś, że to ja pierwsza przekroczyłam metę.
- Oboje.
- Niemożliwe! - Krzyknęli oboje jak na zawołanie.
Te ich zarzuty, że niby był ślepy lub źle patrzył, wkurzyły go na maksa.
- Obejrzyjcie sobie, może wtedy sprawa się wyjaśni. - Powiedział, wciskając kamerę w ręce Andersona.
I tak też zrobili, usiedli na trawie i cała trójka w skupieniu jeszcze raz obejrzała owy wyścig.
- Dobra, już wiem, kto wygrał. - Rzekł Aaron, jak tylko film się skończył.
- O jaśnie pana olśniło. - Burknęła Esme.
- Na filmie jest odmierzony czas, włączyłem też czujnik ruchu, który co do mili sekundy poda ci zwycięzce i według tego urządzona wyścig wyg...
- No mówże wreszcie! - Krzyknęła brunetka, mając dość tego przeciągania.
- Zwycięzcą jest Michael! - Oznajmił zadowolony.
- Gówno prawda! - Obruszyła się wściekła, sądząc, że ją oszukali.
- Nie lubisz przegrywać, co? - Zapytał blondyn, posyłając jej zwycięski uśmiech.
- Nie lubię jak ktoś leci sobie ze mną w chuja. Ustawiliście to, cholerne fajfusy. - Krzyknęła, popychając Aarona.
Co natychmiast spotkało się z reakcją ze strony Mikiego, który złapał dziewczynę za nadgarstki.
- Posłuchaj... - Rzekł, lekko nią potrząsając, by się uspokoiła. - Jeśli chcesz, możemy powtórzyć wyścig, ale na twoim miejscu dobrze bym się zastanowił czy dasz radę przełknąć kolejną porażkę, skoro już z jedną se nie radzisz.
Nadal w niej buzowało, ale jak tylko ją puścił, grzecznie poprosiła o kamerę, by jeszcze raz obejrzeć wyścig. I przełknąć gorycz porażki, kiedy okazało się, że jednak Russo nie kłamał.
************************
Trzy godziny później.
Smacznie sobie spał, kiedy w jego domu rozbrzmiał przeraźliwy dźwięk alarmu. Sięgnął po pistolet, leżący pod poduszką i zerwał się na równe nogi, po czym w tempie błyskawicy wybiegł z pokoju. W holu było ciemno i jedyne co zobaczył, to postać ów włamywacza, nie zastanawiając się ani chwili, oddał strzał. Po czym szybko zbiegł na dół i włączył światło. I oniemiał, widząc leżącą na podłodze Renesme. Natychmiast odłożył broń na stolik stojący w holu i podbiegł do niej. Wyciągnął dłoń, chcąc pomóc dziewczynie wstać, jednak ona odrzuciła jego pomocną rękę i sama podniosła się do pionu, trzymając się za krwawiące ramię, klnąc przy tym niemiłosiernie.
- Żesz Ku**a mać, chcesz mnie w chuj zabić?! - Zapytała z wyrzutem, spoglądając na blondyna.
- Nie, ale teraz żałuję, że tego nie zrobiłem. - Odpowiedział sarkastycznie. - Poza tym, nie doszłoby do tego, gdybyś ponownie się nie włamała.
- A po jaką cholerę wymieniłeś system alarmowy? Kto w ogóle ci pozwolił?!
- By chronił mnie przed takimi intruzami jak Ty. I wybacz, że nie wysłałem do Ciebie podania z prośbą o ten czyn, ale uznałem, że to zbyteczne, ponieważ to mój...PRZYPOMINAM MÓJ DOM. A tak na marginesie to, co tu robisz?
I nim odpowiedziała, złapał ją delikatnie pod ramię i pociągnął w stronę kuchni, mówiąc:
- Chodź, opatrzę ci tą ranę.
Nie zaprotestowała, gdyż ręka nadal krwawiła, mimo iż kula ją tylko drasnęła. Poza tym miała okazję wykorzystać czas na rozmowę.
- Dowiem się, co tu robisz? - Zapytał, wyciągając z szafki kuchennej apteczkę.
- Chciałam prosić cię, żebyś przyjął mnie do tej roboty. - Powiedziała, siadając na stole. - Jednak sytuacja się zmieniła i teraz to już musisz mnie przyjąć do tej pracy. - Powiedziała zadowolona z siebie.
- A to niby dlaczego? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, o czym mowa. - Możesz usiąść na krześle? - Zapytał zirytowany, że posadziła tyłek na stole, przy którym on jadał posiłki.
- Tu mi wygodniej. - Odpowiedziała tonem, z którego jasno wynikało, że dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo ona i tak się nie przesiądzie.- By odkupić swoje winy za to, że mnie postrzeliłeś. - Dodała po chwili.
- Słucham?! - Zapytał szczerze zdziwiony, stawiając apteczkę na stole. - Przepraszam, ale czy ja ci kazałem się włamywać? - Zapytał, nawilżając gazik wodą utlenioną.
- Nie, ale wymieniłeś alarm i dlatego ucierpiałam. - Wyjaśniła.
- Wymieniłem, bo nie zdał testu, skoro wtedy się wdarłaś. - Oznajmił, po czym przeciągnął nasączonym gazikiem po ranie.
- Ku**a...Ku**a... Ku**a jak piecze! - Zasyczała, klnąc jak dzikus brunetka.
- Nie przeklinaj. - Ostrzegł.
- Jak mam Ku**a nie przeklinać, jak to cholernie piecze?! I nie pierdol, że się wdarłam, tylko se po prostu weszłam.
- Ta jasne, a ja zostałem mnichem. - Rzekł ironicznie.
- To akurat nie podlega wątpliwościom. - Rzuciła, lustrując go od góry do dołu. - Ale nie zbaczaj z tematu... Postrzeliłeś mnie i teraz jesteś mi winny tę robotę.
- Niczego nie jestem ci winny. - Powiedział, wyrzucając zakrwawiony gazik do kosza na śmieci.
- Owszem, jesteś!
- Nie.
- Okej, w takim razie pójdę na policję i powiem, że o mało mnie nie zabiłeś.
- Droga wolna. Nie zapomnij tylko wspomnieć, że zrobiłem to w obronie własnej po tym, jak się do mnie włamałaś.
- Ku**a mać, Michael, czy Ty musisz być aż tak cholernie uparty?!
- A Ty niby nie jesteś?
- Jestem.
- Do tego arogancka i bezczelna.
- Wiem, ale to właśnie we mnie lubisz. - Powiedziała, posyłając mu uśmiech aniołka.
No cóż, na to stwierdzenie nie mógł zaprzeczyć, gdyż miała całkowitą rację. Te cechy charakteru może i doprowadzały go do szału, ale jednocześnie też bardzo mu się w niej podobały. Nie zamierzał jednak się do tego przyznawać, więc od razu zmienił temat.
- Skoro się tak upierasz, dam ci kolejną szansę, byś mi udowodniła, że nadajesz się do tej roboty. - Powiedział, otwierając kolejny gazik. - To będzie test. - Oznajmił, kiedy obdarzyła go pytającym spojrzeniem.
- Możesz przejść do konkretów? - Zapytała lekko poirytowana tym jego przeciąganiem, by wzbudzić w niej ciekawość.
- Ukradniesz samochód.
- Bułka z masłem. - Oświadczyła zadowolona z tak prostego zadania.
- Żeby nie było łatwo, zrobisz to na oczach gliniarza. - Dodał po chwili, delektując się jej zdziwioną miną.
- Mówisz serio? - Zapytała, chcąc upewnić się , że dobrze słyszała.
- Jak najbardziej.
- Okej.
- Jutro o dziewiątej trzydzieści przyjdź do kawiarni ,,La Strada". Pokażę ci auto, które masz gwizdnąć.
- Dobra. - Powiedziała podekscytowana, mimo iż myśl o policjancie jako świadku nie bardzo ją cieszyła.
- A teraz wsadź sobie to między zęby. - Powiedział, podając jej zrolowany bandaż.
- A po jaką cholerę? - Zapytała, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Żebyś nie rzucała bluzgów, kiedy będę ci przemywał ranę. - Wyjaśnił, nasączając kolejny gazik.
- Przecież już to zrobiłeś.
- Tak, ale trzeba jeszcze raz.
- Aha... To zacisnę zęby. - Powiedziała, odkładając bandaż do apteczki.
Nie bardzo wierzył, że to ją powstrzyma , ale wiedział też, że dyskusja z nią nic nie da, bo brunetka i tak zrobi po swojemu. Pochylił się więc jeszcze raz nad jej ramieniem, obejrzał dokładnie ranę, po czym delikatnie przeciągnął gazikiem po niej.
- Ja pierdolę, ależ to kurestwo piecze! - Zaklęła ponownie przez zaciśnięte zęby.
Natychmiast spiorunował ją groźnym wzrokiem.
- Przepraszam. - Wybąknęła, natychmiast posyłając mu niewinny uśmiech.
Już zamierzał skomentować te jej przeprosiny, których szczerze się nie spodziewał z jej strony, ale kiedy się uśmiechnęła, całkowicie zapomniał, co zamierzał powiedzieć. A jeszcze to jej spojrzenie...Tak go oczarowało i zapomniał całkowicie, co w tej chwili się dzieje i skupił się na wpatrywaniu w czekoladowe oczy brunetki. Od kiedy ich oczy się spotkały, ona także nawet nie drgnęła, tylko zatonęła w spojrzeniu blondyna. Jego bliskość i zapach wody kolońskiej, który uderzył ją w nozdrza sprawiła, że serce znów zaczęło łomotać jak szalone. Był tak blisko, że czuła jego ciężki oddech na swoich wargach. Przegryzła je automatycznie. Zobaczył to. Podniecenie znów dało o sobie znać. Mięśnie w całym jego ciele natychmiast się naprężyły, ciężki oddech, który od szybkiego bicia serca stał się jeszcze cięższy. Miał wrażenie, że umrze, jeśli za chwilę czegoś z tym nie zrobi. Jeśli za chwilę jej nie pocałuje. Nie myśląc w tej chwili realistycznie, przeciągnął dłonią po jej twarzy, zahaczając kciukiem o jej wargę. Zadrżała. To był znak, że ona także pragnęła tego pocałunku. Przysunęła się jeszcze bliżej i już prawie dotknęła jego ust, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek i zepsuł ową magiczną chwilę. Michael szybko odskoczył od niej i zmieszany jęknął tylko, że pójdzie otworzyć, po czym zniknął. Ona zaś zeskoczyła ze stołu, wyjęła z apteczki plaster, na biegu przykleiła go sobie na ranę i wyszła zobaczyć, kto nie dopuścił do ich pocałunku.
- Dostaliśmy sygnał, że było włamanie i przyjechaliśmy, by to sprawdzić. - Powiedział jeden z ochroniarzy stojących w drzwiach.
- Ale jak widać, to był chyba fałszywy alarm. - Dodał drugi, spoglądając na blondyna odzianego w spodnie piżamowe.
- Alarm faktycznie się włączył, ale to nie było włamanie tylko drobne nieporozumienie. - Powiedział Andersson, chcąc wyjaśnić zaistniałą sytuację, widząc, że ten pierwszy ochroniarz nie do końca wierzy w ów fałszywy alarm.
- To znaczy?
- Po ostatnim włamaniu wymieniłem alarm, nie zdążyłem jednak poinformować o tym mojej narzeczonej... - Zaczął tłumaczyć, przyciągając do siebie Renesme, która właśnie do nich podeszła. - I kiedy wróciła z podróży dziś w nocy, weszła do domu, wciskając stary kod i tak oto...
- Włączyło się to kurestwo. - Dokończyła Esme wściekła, że przez taką pierdołę popsuto jej cudowną chwilę.
Ta jej wypowiedź jak zwykle spotkała się z piorunującym spojrzeniem blondyna, ale olała to i dodała:
- A teraz panowie wybaczą, ale my się już pożegnamy i wrócimy do bzykanka, w którym nam do cholery przerwaliście! - Krzyknęła, po czym zatrzasnęła im drzwi przed nosem. - A Ty podnieś szczękę z podłogi i chodź do kuchni zrobić mi kawy. - Powiedziała do Mikiego, który stał zszokowany jej zachowaniem.
- Nie powiem, że jesteś nienormalna, bo Ty sama dobrze o tym wiesz. O kawie jednak zapomnij, gdyż jest za późno na kofeinę. I lepiej będzie jak już sobie pójdziesz i położysz się spać, bo jeśli jutro spóźnisz się choć minutę... Zapomnij o robocie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta418
Administrator
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pon 22:28, 11 Sty 2016
|
|
Rozdział 5
Była godzina dziewiąta dwadzieścia osiem, gdy do kawiarni wkroczyła Renesme. Jej szybki oddech zdradzał, że musiała biec, ale idąc w stronę stolika przy którym już czekał na nią Michael, starała się wyglądać jakby w ogóle się nie spieszyła. Gdy tylko dotarła, od razu bez zaproszenia usiadła na przeciw niego.
- Zamówiłem ci szklankę wody z cytryną. - Oznajmił bez wstępnych ceregieli.
I nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, kelner postawił przed nią owe zamówienie. Co prawda wolałaby filiżankę mocnej, czarnej jak smoła kawy, ale tę informację zachowała dla siebie i jednym duszkiem wypiła to, co zamówił. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak duże było pragnienie brunetki.
- I czego się szczerzysz? - Zapytała wkurzona na widok jego zadowolonej miny.
- Z tego, że jesteś bardzo przewidywalna.
- Serio, a niby w jakim sensie?
- Wiedziałem, że zaśpisz... Wiedziałem też, że bardzo zależy ci na tej robocie więc nie pozwolisz sobie na jej utratę.
- No i?
- I żeby zdążyć będziesz tu biegła. Uznałem więc, że zamiast mocnej kawy o której marzysz, bardziej przyda ci się szklanka wody z cytryną by ugasiła twojej pragnienie po maratonie jaki wykonałaś.
Jasna cholera skąd on to wszystko wiedział? Czy faktycznie była tak przewidywalna, czy on aż taki inteligentny? - Zastanawiała się. Tak czy siak wkurzyła się na myśl, iż blondyn tak doskonale potrafił ją ocenić i przewidzieć każdy jej ruch. Taka przewidywalność nie była zaletą, a raczej wadą. Wadą tak ogromną, że praca, której chciała się podjąć mogła przejść jej koło nosa, gdyż w tym fachu nie było miejsca na osoby przewidywalne . By owej szansy nie stracić postanowiła kuć żelazo póki gorące.
- Panie mądraliński skończ lepiej te psychologiczne gadki i przejdź od razu do rzeczy.
I tak, jak powiedziała tak też zrobił. Od razu przeszedł do sedna.
- Widzisz ten bank po drugiej strony ulicy? - Zapytał odwracając głowę w stronę szyby.
- Widzę. - Odpowiedziała robiąc to samo, co on.
- Za dokładnie dwie minuty przy tym banku zatrzyma się czarne BMW 5, wysiądzie z niego starszy facet około pięćdziesiątki i wejdzie do banku. Spędzi tam nie więcej niż dziesięć minut po czym wyjdzie. - Powiedział cały czas patrząc przez szybę. -Te dziesięć minut należy do Ciebie. - Dodał odwracając głowę w jej stronę i spoglądając brunetce prosto w oczy.
- Okej, a gdzie gliniarz na którego oczach mam buchnąć to cacko? - Zapytała, także nie odrywając od niego wzroku.
- Właśnie wychodzi z cukierni. - Odparł spoglądając jeszcze raz w stronę szyby.
Renesme ponownie skierowała wzrok w stronę szyby i zamurowało ją.
- Coś nie tak? - Zapytał Michael, widząc jej reakcję.
- Czyś Ty ochujał?! - Zapytała prawie krzycząc.
- Nie przeklinaj. - Skarcił ją. - Chciałaś...
- Ten gliniarz to najgorszy skurwiel z całego komisariatu, a Ty mi każesz buchnąć auto na jego oczach? - Powiedziała piorunując go spojrzeniem.
- No cóż, jeśli to zadanie cię przerasta...
- Wykonam je. - Oznajmiła nie dając mu skończyć, gdyż już wiedziała do czego zmierza.
- No, ale przed chwilą...
- Powiedziałam, że je wykonam to wykonam. - Dodała z naciskiem, dając mu tym samym znać, że podjęła decyzję i jej nie zmieni, więc niech se daruje dalsze wkurzanie jej.
- Okej, a więc do roboty. - Rzekł wskazując palcem na szybę. Pan z czarnego BMW właśnie wszedł do banku.
- Idę, ale obiecuję ci, że jeśli wyjdę z tego cało zemszczę się na Tobie za ten numer.
Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się pod nosem nie biorąc sobie jej groźby ani trochę na poważnie. Kiedy wyszła z kawiarni rozłożył przed nosem gazetę i udawał, że czyta, a tak naprawdę kątem oka spoglądał na jej poczynania. Brunetka tym czasem idąc na drugą stronę ulicy klęła pod nosem najróżniejsze epitety pod adresem blondyna, jednocześnie obmyślając plan owej kradzieży na oczach Donovana. Tak, dobrze przeczytaliście DONOVANA. Innego policjanta potrafiłaby omamić na tyle, by ukraść samochód na jego oczach. Jednak Donovana nie da się oszukać w żaden sposób, no chyba, że zaraz po kradzieży by go zabiła. To jednak nie wchodziło w grę. Okej, zadanie proste nie będzie, ale dla Renesme nie było rzeczy, których nie dało by się wykonać. Od razu podeszła do Lucana, który z kawą w ręku i torebką zapewne pełną pączków, stał oparty o swój samochód.
- Postawisz mi kawę? - Zapytała go z taką swobodą w głosie, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi i jakby to właśnie na nią czekał pod ową cukiernią.
Spojrzał na nią jakby spadła co najmniej z księżyca, po czym zapytał:
- A może jeszcze śniadanie mam ci postawić?
- Wystarczy kawa. - Odpowiedziała puszczając do niego oczko.
- Sparks, lepiej gadaj od razu czego chcesz.
- Pomocy.
- Pomocy, ode mnie?! - Zapytał zdziwiony.
- Tak.
- A to ciekawe. - Rzekł upijając łyk kawy.
- Dobra nie ironizuj tylko powiedz czy mi pomożesz czy nie?
- Po pierwsze nie jesteśmy na Ty. Po drugie w czym niby mam ci pomóc i po trzecie niby dlaczego mam ci pomóc?
- Na komisariacie jakoś nie zwracałeś się do mnie na per pani. - Burknęła po czym znowu się uśmiechnęła i łagodnym tonem dodała. - Chcę żebyś pomógł mi otworzyć to auto. - Powiedziała, wskazując na stojące za nimi BMW.
- A od kiedy Ciebie stać na takie cacko? - Zapytał, przyglądając się jej podejrzliwie.
- A kto powiedział, że jest moje.
- Aha czyli chcesz je ukraść!
- Ta jasne i prosiłabym gliniarza żeby mi w tym pomógł, wiesz Donovan niby jesteś taki inteligentny, a z drugiej jednak strony tak cholernie głupi.
- Skoro to nie twoje auto i nie chcesz go gwizdnąć, to po jaką cholerę mam pomóc ci je otworzyć?
- Bryka nie jest moja, a mojego bardzo bogatego sponsora, który mi wczoraj to cacko pożyczył. Niestety zgubiłam kluczyki i nie mogę go teraz odstawić na miejsce. Czaisz?
- Nie bardzo.
- Czyli jednak jesteś głupi.
- Ej...
- Posłuchaj, jak tylko uda mi się dostać do środka odpalę go na krótko i pojadę do ślusarza by wyrobił mi nowy klucz, a potem odstawię samochód do właściciela.
- To lepiej zadzwoń do właściciela i poinformuj o zgubie.
- Ocipiałeś? Przecież wtedy już nigdy nie pożyczy mi tego cacka, mało tego pewnie mnie rzuci.
- A dlaczego ja niby mam ci pomóc, co?
- Bo jesteś gliną i twoim obowiązkiem jest pomagać obywatelom tego miasta.
- Tyle, że Ty jesteś złodziejką i...
- Jak chcesz, możesz zadzwonić do niego i zapytać czy to co mówię jest prawdą. - Wtrąciła się nie dając mu skończyć, gdyż nie miała czasu na ceregiele.
Po czym wyjęła z kieszeni wizytówkę, nawet nie patrząc czyją i już chciała mu podać, ale gestem ręki dał znać, że to niepotrzebne. Haczyk zastał rzucony, a rybka się złapała, pomyślała uśmiechając się pod nosem.
- Dobra pomogę ci. - Powiedział spoglądając na zegarek , który wskazywał dziewiątą czterdzieści pięć co oznaczało, że już musi wracać na posterunek.
Otworzył najpierw drzwi swojego samochodu, włożył kawę i pączki do środka po czym wyjął z bagażnika swój laptop. Gdy tylko zamknął bagażnik, położył komputer na karoserii.
- Odłączę alarm komputerowo i jak tylko dam ci znać otworzysz drzwi. Potem masz dziesięć sekund by go uruchomić nim alarm znów zacznie działać. Jasne?
- Tak. - Powiedziała i od razu podeszła do samochodu. Złapała za klamkę i czekała na znak. Trzydzieści sekund później była już w środku i grzebała przy kablach by uruchomić brykę. Jak tylko usłyszała dźwięk silnika, zamknęła drzwi i ruszyła z piskiem opon. Odjeżdżając posłała Lucanowi uśmiech wdzięczności. Tymczasem Michael będąc pod ogromnym wrażeniem tego, jak Renesme poradziła sobie z zadaniem, zapłacił rachunek za zamówioną wcześniej wodę i kawę. Po czym odczekał, aż Donovan odjedzie spod cukierni i wyszedł z kawiarni. W tym samym czasie z banku wyszedł też właściciel skradzionego BMV i zaczął krzyczeć na całą ulicę. Blondyn nie będąc ani trochę wzruszonym owym zajściem, wsiadł do swego auta i pojechał w miejsce, w którym miała czekać na niego Esme z nową zdobyczą.
******************
Ledwo odjechał z pod cukierni, gdy zadzwoniła jego komórka. To był komisarz.
- Donovan w tej chwili masz jechać do dzielnicy San Juan, bo przy banku Golden Line doszło do kradzieży samochodu marki BMW 5 .
Usłyszał nim zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie zdążył, także nic odpowiedzieć, ponieważ jego szef się rozłączył. Odłożył komórkę i właśnie wtedy se uświadomił, że owe skradzione auto jest tym samym samochodem, które on pomógł otworzyć Renesme.
- Kurwaaaaa! - Zaklął uderzając pięścią w kierownicę. Po czym szybko zahamował , zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopni i ruszył z piskiem opon pod bank. Niech ja cię dorwę Sparks, to nogi z dupy powyrywam. Myślał jadąc na miejsce zdarzenia. Najgorsze było to, że jeśli są świadkowie to on będzie posądzony o współudział. A wtedy nie tylko pójdzie siedzieć i straci pracę, ale też zostanie pośmiewiskiem całego stanu, że dał się tak wmanewrować. Po dojechaniu na miejsce wysiadł z auta i od razu zaprosił poszkodowanego do środa swojego samochodu w celu przesłuchania. Taka wersja była dla ludzi, którzy zgromadzili się przed bankiem kiedy to poszkodowany wszczął alarm. Prawdziwy powód takiego szybkiego zgarnięcia poszkodowanego był fakt, by nikt nie zdążył wskazać Lucana jako współwinnego. I pewnie by się udało, gdyby nie fakt, że jeden z ochroniarzy banku podbiegł do auta nim Lucan zdążył odpalić samochód i podał im nagranie z kamery wiszącej na zewnątrz.
- Mam nadzieję, że to pomoże w złapaniu złodzieja. - Powiedział na odchodne z politowaniem, spoglądając na mężczyznę po pięćdziesiątce.
- Też mam taką nadzieję. - Burknął Donovan wiedząc, że już siedzi w gównie po uszy.
I nie mylił się. Jak tylko zebrał zeznania od pana Giermo komisarz kazał włączyć owe nagranie. I wtedy musiał się gęsto tłumaczyć. Niestety tłumaczenia pomogły mu jedynie w tym, że poszkodowany nie wniósł na niego oskarżenia, ale komisarz zawiesił go na miesiąc w obowiązkach. Po miesiącu Donovan dowie się czy nadal jest gliną czy nie. A do tego czasu nie miał prawa nawet zbliżać się do komisariatu.
******************
Stała już od dziesięciu minut pod magazynem i czekała na przyjazd Michaela. Była na niego tak wściekła, że w między czasie zdążyła wypalić już z pięć papierosów i właśnie kończyła szóstego, gdy jego auto podjechało. Natychmiast rzuciła peta na ziemię i ruszyła w jego stronę. On tym czasem wysiadł z samochodu i zaczął bić jej brawo. Nie rozumiała dlaczego, ale w tej chwili najmniej ją to obchodziło. I nim zdążył otworzyć usta, by najwidoczniej coś powiedzieć ona zdzieliła go z prawego sierpowego w twarz.
- Ty draniu! - Warknęła oddając cios.
Uderzenie jak na kobietę było na tyle silne, że blondyn aż się zachwiał, a z jego wargi popłynęła stróżka krwi.
- Dlaczego mi Ku**a nie powiedziałeś, że ta bryka otwiera się komputerowo?! - Zapytała popychając go nadal kipiąc ze wściekłości.
- A zapytałaś? - Odpowiedział pytaniem na pytanie ocierając wierzchem dłoni krwawiącą wargę.
- Nie, ale mogłeś mi o tym do kurwy nędzy powiedzieć! - Krzyknęła po raz kolejny go popychając.
- Nie, nie mogłem bo ta informacja była jedną dziesiątą testu na jaki się zgodziłaś i który oblałaś.
- Ty zakłamany sukinsynu...- Powiedziała ponownie rzucając się na niego z łapami. - Obiecałeś mi, że dostanę tę robotę jak zajebie to auto, a teraz szukasz pierdolonych wymówek, by mnie nie przyjąć. - Mówiła popychając go raz za razem. - Celowo mi nie powiedziałeś o zabezpieczeniach i czekałeś aż popełnię błąd. Liczyłeś, że wpadnę, a wtedy Ty będziesz miał mnie z głowy, tak?! - Zapytała tym razem łapiąc go za poły jego czarnej skórzanej kurtki. - Tak to sobie Ku**a wymyśliłeś?! - Zapytała z całej swej siły potrząsając nim.
- Poniekąd. - Odpowiedział posyłając jej kpiący uśmiech.
To rozwścieczyło ją jeszcze bardziej i po raz kolejny zamachnęła się na niego. Jednak tym razem jej dłoń zawisła w powietrzu, bo natychmiast złapał ją w nadgarstku. Zamachnęła się więc drugą ręką, ale także ją unieruchomił. Do tej pory zachowywał spokój biorąc pod uwagę, że Renesme jest kobietą. Ale im dłużej se pozwalała tym bardziej jego cierpliwość stawała się coraz krótsza aż w końcu się wyczerpała.
- Dość! - Warknął wściekły przez zaciśnięte zęby.
Po czym obrócił brunetkę o sto osiemdziesiąt stopni i przygwoździł do samochodu stojącego za nimi. Była zbyt wściekła, by go posłuchać. Dlatego od razu zaczęła się wyrywać.
- Wiesz co, pieprz się! - Powiedziała próbując uwolnić swoje nadgarstki z uścisku blondyna. - Od samego początku robisz mnie w chuja i ciągle wymyślasz popierdolone preteksty by nie wziąć mnie do tej roboty. - Mówiła szarpiąc się z nim, by zyskać wolność.
Michael spokój i cierpliwość opanował do perfekcji, jednak przy tej kobiecie nawet perfekcję potrafił szlag trafić. I jego także szlag trafił nie mając już pomysłów jak zapanować nad Esme. Niewiele myśląc puścił jej nadgarstki, jednak nim zdążyła mu zwiać, złapał jedną ręką jej kark, a drugą objął w tali i przyciągnął do siebie. Zdążyła tylko spojrzeć mu w oczy pytającym wzrokiem, gdy jego język wtargnął do wnętrza jej ust. Odruchowo położyła mu dłonie na klatce piersiowej i zaczęła go odpychać zdezorientowana całym zajściem. Jednak im bardziej walczyła, tym bardziej Michael pogłębiał pocałunek. Namiętność i pasja z jaką całował brunetkę sprawiła, że w końcu poddała mu się całkowicie. Fala gorąca zalała jej ciało od stóp do głów, poczuła jakby unosiła się nad ziemią, jakby tańczyła w chmurach. Szum w uszach, motyle w brzuchu i to cudowne uczucie szczęścia obezwładniło Esme całkowicie. Ku**a jak można tak zajebiście całować? Gdzie on się Ku**a tego nauczył? Zastanawiała się łapczywie pochłaniając każdą jego pieszczotę, jaką jej podarował tym pocałunkiem. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, a nogi miała tak bezwładne, że gdyby nie to, iż blondyn trzymał ją w swoich silnych ramionach to pewnie by upadła. Nie wiedziała jak długo ją całował, ale pragnęła by ta chwila nigdy się nie skończyła. I nagle cała ta magia prysła. Tegan zakończył pocałunek, jednak wciąż trzymał ją w swoich ramionach. Sam będąc chyba zaskoczonym tym co się przed chwilą stało, oparł swoje czoło o jej czoło i próbował złapać oddech tak samo jak ona. W ciszy, która zapanowała dało się jedynie słyszeć ich ciężkie oddechy i głośnie bicie serca.
- Przepraszam. - Odezwał się nagle, lekko zachrypniętym głosem wypuszczając ją ze swych ramion.
Oparła się o samochód czując, że traci równowagę będąc wciąż pod wpływem pocałunku. Jednak jego przeprosiny szybko sprowadziły ją na ziemię. Pocałował ją, ale nie zaplanował tego i teraz pożałował swojego ruchu. Tak bynajmniej to odebrała i zabolało. By jednak nie pokazać jak bardzo zranił ją tymi przeprosinami szybko się ogarnęła i z głową podniesioną do góry powiedziała.
- Jeśli tak całujesz każdą laskę to nic dziwnego, że ciągle jesteś sam. I chociaż ten pocałunek nie należał do najprzyjemniejszych to jednak przyjmę przeprosiny, o ile Ty przyjmiesz mnie do roboty. -
Zaskoczony jej słowami spojrzał na nią podejrzliwie. Nie rozumiał czemu chciała mu dopiec, gdyż doskonale wiedział, że ten pocałunek nie tylko bardzo jej się podobał, ale też niezaprzeczalnie tak samo, jak jego zwalił z nóg. Jednak czując się nadal nieswojo po owym zajściu postanowił nie drążyć tematu.
- Robota jest twoja, ale nie dlatego, że chcę ci zrekompensować ten ,,nieprzyjemny pocałunek", a dlatego że zaimponowałaś mi swoją kradzieżą. - Powiedział poprawiając swoją kurtkę, która z deka była obecnie w nieładzie po owej szamotaninie.
- Serio?! - Zapytała zdziwiona.
- Tak. Wiedziałem, że ta kradzież ci się uda i nawet glina ci w tym nie przeszkodzi. Nie sądziłem jednak, że glina ukradnie w połowie za Ciebie to auto i dlatego masz ogromnego plusa i robotę. - Dodał otwierając drzwi do magazynu.
Z tej radości szybko podbiegła do blondyna, rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek.
- Dzięki. - Powiedziała jak tylko go puściła. - Powiem ci w zaufaniu, że jak zobaczyłam Donovana w pierwszej chwili pomyślałam, że jestem na straconej pozycji. - Dodała po chwili by ukryć swoje skrępowanie po tej niepohamowanej reakcji.
- Niemożliwe. - Odparł otwierając drzwi od BMW.
- Owszem możliwe. Jednak jak wiesz nie należę do osób które łatwo się poddają i przyjęłam wyzwanie.
- Przyjęłaś i zaliczyłaś na szóstkę z plusem. Mam tylko jedno pytanie co takiego mu powiedziałaś, że pozwolił zrobić z siebie kretyna? - Zapytał siadając za kierownicą zdobytego łupu.
- To akurat moja tajemnica.
- Okej nie chcesz to nie mów, ale ze szczerego serca gratuluję ci tego wyczynu.
- Dzięki. - Powiedziała po czym zamknęła drzwi od samochodu do którego wsiadł blondyn.
Odpalił silnik i wjechał do środka magazynu. Ona w tym czasie skierowała się w stronę jego auta. Czekając na jego właściciela oparła się o szybę i już miała wyjąć papierosa z kieszeni, ale na widok wychodzącego Michaela nie wiedzieć czemu zrezygnowała.
- Nadal jesteś zła? - Zapytał podchodząc do niej.
- Za co? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Za to, że to właśnie Donovana musiałaś wykiwać. - Powiedział otwierając swoje cacko. - W kawiarni tak się odgrażałaś, że...
- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że się przestraszyłeś to ci nie uwierzę. - Wtrąciła się dźgając go paznokciem w klatkę piersiowa. - A odpowiadając na twoje pytanie to nie jestem zła, a wręcz odwrotnie jestem ci wdzięczna. - Dodała wsiadając do auta obok kierowcy.
- Wdzięczna? - Zapytał z lekka zdziwiony.
- Tak wdzięczna za to, że dałeś mi okazję utrzeć nosa temu skurwielowi. - Wyjaśniła zamykając za sobą drzwiczki.
- Nie przeklinaj. - Skarcił ją natychmiast.
- Ja nie przeklinam tylko nazywam rzeczy po imieniu. - Skwitowała posyłając mu uśmiech aniołka.
- Nie lubisz go, co. - Powiedział odpalając silnik.
- Nienawidzę i Ty chyba zresztą też.
- Owszem.
- A dlaczego? - Zapytała spoglądając na niego z całkowitą powagą.
- Dlaczego co?
- Dlaczego go nienawidzisz?
- A to już jest akurat moja sprawa. - Odparł ruszając z piskiem opon przed siebie.
Co prawda była bardzo ciekawa czemu Anderson jest cięty na Lucana, ale postanowiła tym razem dać temu tematowi spokój. Jeszcze nadejdzie czas, że dowie się skąd ta nienawiść do Donovana. Być może nie kryło się za tym nic szczególnego. Być może Michael nienawidził bruneta z tych samych powodów co ona. Jednakże ta nienawiść mogła też mieć głębsze dno. Tak czy siak prędzej czy później ona, Renesme Naomi Sparks się tego dowie. Teraz nurtowały ją inne i dużo ważniejsze pytania. I od razu postanowiła uzyskać na nie odpowiedź.
- To od kiedy zaczynamy?
- Najpierw królowo szos ustalimy pewne warunki i załatwimy szkolenie, a dopiero potem zabierzemy się do roboty.
- Jakie Ku**a znowu warunki i jakie Ku**a przeszkolenie?! - Zapytała czując, że znowu złość w niej narasta sądząc, że blondyn znowu coś wymyślił by zniechęcić ją do tej pracy.
- Możesz przestać rzucać mięsem?! - Zapytał spoglądając na nią złowrogim spojrzeniem.
- Nie palisz, nie pijesz, nie przeklinasz i ciągle mnie pouczasz. Ta twoja świętość mnie Ku**a zabije!
- Renesme!
- Dobra już dobra... - Powiedziała podnosząc obie ręce w geście poddania się. - Postaram się nie rzucać mięsem.
- Świetnie.
- A teraz powiedz dokąd jedziemy?
- Ty do domu, a ja przed siebie. - Powiedział puszczając do niej oczko i dodając gazu.
*****************
Wściekły wyszedł z komisariatu nadal nie mogąc uwierzyć, że dał się tak wrobić. Nie zamierzał jednak tej sprawy tak sobie pozostawić. Wykiwała go, ale to nie znaczy, że nie dosięgnie ją za to kara. Renesme Sparks może i była spryciulą, ale on Lucan Donovan był facetem, który nie pozwoli sobie na ośmieszenie bez konsekwencji. I te konsekwencje spotkają ją lada moment, bo właśnie w tej chwili brunet zamierzał wybrać się do domu brunetki. Jednakże ledwo wsiadł do auta, a zaraz za nim wsiadła Damaris.
- Zaczekaj. - Powiedziała prawie, że wskakując od jego samochodu.
- Czego?! - Zapytał nie kryjąc wściekłości.
- Musimy pogadać. - Powiedziała zamykając za sobą drzwi.
- Innym razem, teraz mam coś do załatwienia. - Powiedział wkładając kluczyki do stacyjki.
- Wiem, że komisarz cię zawiesił, ale...
- Tak, zawiesił bo ta cholerna Sparks zrobiła ze mnie kretyna i mam ochotę ją udusić! - Krzyknął uderzając ze złości pięścią w kierownicę. - Ty jednak zapewne jesteś jej wdzięczna, bo teraz sprawa Andersona cała należy do Ciebie. - Dodał spoglądając wprost w jej oczy.
- I tu się mylisz, Lucan. Bo chociaż w życiu osobistym nam nie wyszło to w pracy jesteś mi bardzo potrzebny. - Odpowiedziała całkiem szczerze. - Tylko z tobą jestem wstanie rozpracować tego sukinsyna i zastawić na niego pułapkę.
- Dziękuję za te pochlebne słowa, ale jak wiesz zostałem zawieszony i niestety będziesz musiała poradzić sobie sama.
- Hipotetycznie tak.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Odsunięto cię, ale to nie znaczy, że nie możesz po kryjomu pracować nad tą sprawą.
- Czy ja dobrze rozumiem, chcesz żebym ci pomógł bez wiedzy komisarza? - Zapytał z niedowierzaniem, że z ust szatynki padła taka propozycja.
- Tak. - Odpowiedziała z pełnym przekonaniem.
- Wiesz, że jeśli to zrobimy, oboje narazimy swoje dupska. Chociaż moje już jest narażone.
- Wiem czym grozi działanie za plecami przełożonego, ale z pełną świadomością chcę to zrobić.
- Nie wiem czym się w tej chwili kierujesz, ale okej ja też w to wchodzę.
- Świetnie w takim razie jedziemy do Ciebie obgadać plan działania.
No cóż zamierzał najpierw udusić Renesme jednak po rozmowie z Damaris zmienił zdanie, przynajmniej na chwilę obecną. Zapalił silnik i ruszył w kierunku swojego domu. W drodze jednak oboje uznali, iż mają ogromną ochotę na piwo i skręcili do pobliskiego baru.
*******************
Po rozstaniu z Renesme, blondyn wcale nie pojechał do domu tylko na spotkanie z Aaronem, który czekał na niego pod szpitalem.
- I co, wziąłeś ją do tej roboty? - Zapytał mężczyzna, jak tylko wsiadł do auta Mikiego.
- Tak, ale nadal mam wątpliwości. - Odpowiedział z pełną szczerością.
Po tych słowach Russo sięgnął do swojego plecaka i wyjął z niego żółtą teczkę po czym podał kumplowi.
- Może to rozwieje twoje wątpliwości. - Rzekł wręczając mu wszystkie informacje jakie udało mu się zdobyć na temat brunetki.
Anderson szybko przekartkował owe papiery, po czym zamknął teczkę i rzucił na tylne siedzenie samochodu. Po minie blondyna Aaron wiedział, że to nie zmieniło jego zdania.
- Dobra gadaj w czym problem?
- Jeszcze nie wiem, ale coś mi tu śmierdzi.
- Wow, aleś zabłysną wyjaśnieniem! - Rzekł z ironią szatyn.
- Nie uważasz, że to jej zainteresowanie jest zbyt podejrzane. - Ni to zapytał ni stwierdził.
- Ku**a stary, a kto by nie był zainteresowany zarobieniem takiej kasy? Każdy.
- Kasa, kasą, ale mnie się wydaje, że jej chodzi o coś więcej niż zarobek.
- Tak, a niby o co?
- Jeszcze nie wiem, ale przysięgam że się dowiem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Strona 1 z 2 |
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group Play Graphic Theme
|