Autor |
Wiadomość |
CzarnaLilia
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 15:05, 01 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
Autor: CzarnaLilia
Tematyka: - fantasy/romans/ młodzieżowe
Ilość Rozdziałów: zależy od weny i motywacji
Prolog
Mała czarnowłosa dziewczynka stała przy fontannie bawiąc się z koleżanką. Na ławce parę metrów dalej rodzice rozmawiali wesoło raz po raz sprawdzając czy ich pociechy czasem nie zniknęły. W oddali na wzgórzu pośród trawy siedziała na kocu dziewczyna. Była sama i przypatrywała się zabawą mniejszych dzieci. Raz po raz po jej policzku spływała samotna łza. Ona nie miała takiego dzieciństwa. Jej matka odeszła gdy miała 5 lat a jej ojciec zostawił je rok wcześniej wyjeżdżając do pracy. Co roku w dniu rocznicy śmierci swojej mamy przychodziła na to wzgórze gdzie jej rodzice się poznali a rok później tata oświadczył się mamie. Nikt oprócz tej dziewczyny nie widział postaci siedzącej obok niej.
- Słyszałam że twój tata znów się ożenił. Jaka jest ta kobieta?- szepnęła kobieta wpatrując się w córkę.
- Jest bardzo podobna do ciebie mamo. Macie takie same charaktery i nawet podobnie wyglądacie – odpowiedziała dziewczyna wpatrując się w dal.
- Och… mam nadzieję że będą razem szczęśliwi – westchnęła kobieta a potem nastała cisza.
- On chce mnie zabrać do ich nowego domu. Chce nas rozdzielić – szepnęła dziewczyna z wahaniem. Nie chciała żeby matka była smutna. A już tym bardziej zła.
- Kochanie nikt nas nie rozdzieli, ja zawsze będę przy tobie – odpowiedziała kobieta głaszcząc córkę po głowie.
- Naprawdę się nie gniewasz? – zapytała dziewczyna patrząc z niedowierzaniem na matkę.
- Elizabeth nie mam za co się gniewać. Zaczniesz nowe życie z dala od Nowego Yorku. Nikt nie będzie cię tam znał i nikt nie będzie wiedział kim tak naprawdę jesteś. Skończą się głupie docinki a ty wreszcie będziesz szczęśliwa. Zawsze chciała twojego dobra – odpowiedziała kobieta i zniknęła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Elizabeth westchnęła i wstała z trawy. W kieszeni zadzwoniła jej komórka. Wyciągnęła telefon i przystawiła go do ucha, naciskając zieloną słuchawkę.
- Kiedy wrócisz do domu Beth? – usłyszała pełen zatroskania głos swojej cioci.
- Właśnie wracam, mam kupić coś po drodze? – odpowiedziała Elizabeth mijając jedną z zakochanych par, całujących się przy drzewie.
- Nie trzeba, dzwonił twój ojciec. Wszystko jest już gotowe i czekają z Angel na twój przyjazd – oznajmiła ciotka.
- Jestem już spakowana więc możesz im powiedzieć żeby czekali na mnie na lotnisku jutro w południe – powiedziała Elizabeth i rozłączyła się. Uśmiechnęła się lekko, jutro o tej porze będzie już w innym miejscu zaczynając swoje Zycie od nowa… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
anetta418
Administrator
![Administrator Administrator](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/12084122424cff83bc21927-813820-wm.png)
Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 23:44, 02 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
A gdzie reszta , opis postaci i rozdział ? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
CzarnaLilia
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 15:46, 03 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
Oj no już...
Opis Postaci
Imię i Nazwisko: Elizabeth Johnson
Wiek: 17 lat
Wzrost: 175cm
Charakter: Odważna, Czasem złośliwa, Szczera do bólu
Hobby: Wylegiwanie się na plaży i plotkowanie o chłopakach z przyjaciółkami
Zawód: uczennica
Znak Zodiaku: Byk
Znaki szczególne: potrafi porozumiewać się z duchami( może też ich dotknąć i skopać im tyłek)
Życiowy cel: wykopać z tego świata tylu nieumarłych ilu się da
Imię i Nazwisko: Rafael Thomas Castillo de la Vega
Wiek: niezmiennie 19 lat od 1865 roku
Wzrost: 188cm
Charakter: pewny siebie, odważny, czasem wkurzający
Hobby: wkurzanie Elizabeth
Zawód: brak
Znak Zodiaku: Lew
Znaki szczególne: lubi straszyć Cath
Życiowy cel: Pomóc Elizabeth w wysyłaniu jego pobratymców na drugą stronę
Imię i Nazwisko: Matt Johnson
Wiek: 36 lat
Wzrost: 186cm
Charakter: Cierpliwy i przykładny mąż oraz ojciec
Hobby: Majsterkowanie oraz gotowanie
Zawód: Mechanik samochodowy
Znak Zodiaku: Byk
Znaki szczególne: Często jest uśmiechnięty
Życiowy cel: Pragnie ocieplić swoje stosunki z córką
Imię i Nazwisko: Angeline Carter - Johnson
Wiek: 35 lat
Wzrost: 172cm
Charakter: Pogodna, życzliwa, troskliwa matka
Hobby: Gotowanie i pisanie powieści
Zawód: Prezenterka telewizyjna
Znak Zodiaku: Koziorożec
Znaki szczególne: Można z nią gadać dosłownie o wszystkim, Zawsze potrafi pocieszyć oraz rozśmieszyć
Życiowy cel: Mieć szczęśliwą, zgraną rodzinę
Imię i Nazwisko: Cath Carter
Wiek: 15 lat
Wzrost: 165cm
Charakter:złośliwa, przebiegła, nieufna
Hobby: Latanie za chłopakami, Wkurzanie Elizabeth
Zawód: uczennica
Znak Zodiaku: Skorpion
Znaki szczególne:nienawidzi ciemności i pustych pomieszczeń
Życiowy cel:zdać na studia i wyprowadzić się z domu
Imię i Nazwisko:Ian Carter
Wiek; 19 lat
Wzrost: 182cm
Charakter: trochę porywczy, zdolny, młody człowiek
Hobby: podrywanie dziewczyn, motocykle, gry komputerowe
Zawód: uczeń
Znak Zodiaku: Waga
Znaki szczególne: Podrywacz jakich mało. Próbuje zbajerować Beth
Życiowy cel:Zaliczyć jak najwięcej panienek
Imię i Nazwisko:Nathaniel Carter
Wiek; 17lat
Wzrost: 180cm
Charakter: miły, przyjacielski, ufny
Hobby: surfowanie, nauka
Zawód: uczeń
Znak Zodiaku: Strzelec
Znaki szczególne:Bardzo lubi gadać z Beth. Szanuje ją
Życiowy cel: zdać na studia i znaleźć dobrze płatną pracę
Imię i Nazwisko: Daniel Carter
Wiek: 18 lat
Wzrost: 182cm
Charakter:spokojny, zamknięty w sobie, nieufny
Hobby: czytanie książek, granie na komputerze, surfowanie
Zawód: uczeń
Znak Zodiaku: Wodnik
Znaki szczególne: brak
Życiowy cel: zdać studia i znaleźć ciekawą pracę
Reszta postaci będzie dodawana w trakcie
*********************
A oto i pierwszy rozdział
Taa, co prawda powiedzieli mi że tu będą palmy, ale o tak wysokich temperaturach już nie raczyli wspomnieć. Zresztą czego ty się po nich spodziewałaś Elizabeth? Przecież to oczywiste, że chcieli ci zrobić niespodziankę. Niestety większość moich rzeczy raczej nie będzie pasować do tego klimatu. W Nowym Yorku prawie zawsze, było szaro i zimno. Tutaj od rana będzie słonecznie przez większość dni. Samolot wylądował ostrożnie na lotnisku w Californii. Ostatni raz rozważyłam czy nie zostać na miejscu i nie poczekać na odlot, ale stewardessa skutecznie wybiła mi ten pomysł z głowy. Wyszłam więc z samolotu nieco przybita i udałam się na hale odlotów. Odebrałam swoje torby i rozejrzałam się za tatą który miał po mnie przyjechać. Zamiast ojca zobaczyłam wielki transparent „ Witaj w domu Elizabeth!” który trzymali Daniel i Ian. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do nich.
- Cześć córeczko, fajnie że już jesteś – powitał mnie tata.
- Hej tato, Cześć Angel – przywitałam się z ojcem i moją macochą.
- Hej Beth, podoba ci się transparent? – przywitał mnie Nathaniel. Mój nowy brat.
- Tak Nate, jest świetny – odpowiedziałam ostrożnie. Na weselu taty poznałam dzieci Angel i postarałam się z nimi zaprzyjaźnić. Nathaniel bardzo mnie polubił i potrafiliśmy się dogadać czego nie udało mi się dokonać z pozostałą trójką. Daniel był starszy ode mnie o jakiś rok i nie specjalnie był zainteresowany tym co miałam do powiedzenia, natomiast Ian – starszy ode mnie o 2 lata – bardzo starał się mnie poderwać przez całe wesele. Dopiero pod koniec imprezy Daniel wyjaśnił mu, że przez ślub mojego taty z ich matką stałam się członkiem ich rodziny i raczej nic by nie wyszło z naszego domniemanego związku. Na szczęście dla mnie. Catherine to już zupełnie inna bajka. Cath ma 15 lat, długie blond włosy i szczerze mnie nienawidzi. Od pierwszego dnia naszego spotkania próbuje uprzykrzyć mi życie jak tylko się da. Ty chyba przez to iż boi się że odbiorę jej matkę. Nigdy czegoś takiego nie planowałam ani nawet nie mam takiego zamiaru, ale ona wie swoje. Wracając natomiast do obecnych wydarzeń… Wyszliśmy z lotniska i udaliśmy się na parking.
- Ja prowadzę! – wrzasnął Ian przepychając się z Danielem, który też próbował usiąść na miejscu kierowcy. Pokręciłam tylko głową. Faceci…
- Ja prowadzę – uciął tata wsiadając do samochodu.
- Ty też niedługo będziesz prowadzić Elizabeth – powiedziała Angela, zapinając pasy. Tylko jej pozwalałam mówić do siebie moim pełnym imieniem. Angela tak bardzo przypominała mi mamę.
***
Do mojego nowego domu prowadziła trochę długa droga pod górę. Przez cały ten czas Angel paplała coś na temat swojego ogromnego ogrodu, o pięknym widoku z mojego okna no i oczywiście o ciuchach. Właśnie, a propos ciuchów, muszę pamiętać żeby pójść na zakupy. Kiedy dojechaliśmy wreszcie na ulicę Zielonego Przylądka 98 o mało mi szczęka nie opadła. Wysiadłam z samochodu i stanęłam na podjeździe wykładanym muszelkami. Dom był rzeczywiście ogromny. Dowiedziałam się wcześniej z internetu i opowieści mojego taty, że budynek ten służył jako hotel w 1864. Rok później zabito tam jakiegoś mężczyznę i hotel przestał cieszyć się popularnością, w 1881 roku popadł ostatecznie w ruinę. Odremontowano go niecałe 5 lat temu. Zaraz po kupieniu tej wielkiej posiadłości Angela zadbała dokładnie o wystrój wnętrz. Potem wprowadziła się tu razem z Wielką Czwórką no i poznała tatę. Ale wracając do wyglądu domu, z zewnątrz miał ciepły brzoskwiniowy kolor na to miast w środku hol był w kolorze kawy z mlekiem, salon był beżowy z wielkim kominkiem. Kuchnia urządzona była w bardzo nowoczesnym stylu.
Ojciec kazał Nathanielowi pokazać mi resztę domu. Nate zaprowadził mnie na górę, pierwsze piętro należało do Taty i Angel. Była tu wielka sypialnia z łazienką, garderoba, suszarnia oraz pralnia. Drugie piętro należało do Daniela, Iana i Cath a poddasze do mnie i Nathaniela. Kiedy Nate otworzył drzwi do mojego pokoju myślałam, że padnę. Mój pokój był wielki i przestronny, w łóżku z baldachimem zmieściłyby się spokojnie 4 osoby. Kolumienki oplatały rzeźbione pnącza dzikich róż. Przy oknie stała toaletka z drewna również rzeźbionego a po drugiej stronie stało biurko. W moim pokoju była jeszcze jedna para drzwi. Pierwsze prowadziły do łazienki a drugie jak wyjaśnił Nate były do garderoby. Chłopak zostawił mnie samą bym mogła nacieszyć się swoim nowym pokojem. Usiadłam na łóżku i pojrzałam na okno. Zamarłam zaskoczona ponieważ na parapecie siedział chłopak, na moje oko 19 letni blondyn z piwnymi oczami okolonymi długimi ciemnymi rzęsami. Miał bardzo umięśnione ciało co rzadko zdarza się u duchów. Po prosto jednym słowem.. ciacho które rzucało mi zaciekawione spojrzenia.
- Noo dobra… coś ty za jeden – powiedziałam gdy już otrząsnęłam się z szoku. Chłopak obejrzał się za siebie sprawdzając czy nie ma kogoś za plecami. Wzniosłam oczy ku niebu.
- Do ciebie mówię. Nikogo innego poza tobą i mną tu nie ma – powiedziałam już lekko znudzona. W odpowiedzi usłyszałam jak chłopak mówi coś szybko po hiszpańsku. Och wspaniale… trafił mi się Latynos. Moja jedyna przyjaciółka z Nowego Yorku – Melisa pewnie zemdlałaby ze szczęścia z jej słabością do facetów.
- Ty mnie widzisz? – wykrztusił wreszcie chłopak patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Nie mam w zwyczaju gadać do siebie, więc jedyna odpowiedź brzmi… tak widzę cię – odparłam. Mój nieproszony gość wstał. Miał dobrze z 189 cm wzrostu albo coś koło tego, a ubrany był w białą koszulę, czarne skórkowe spodnie dobrze przylegające do jego zgrabnych, umięśnionych ud, na nogach miał wysokie zakrywające łydki, pirackie buty. W całości przywodził na myśl pirata. Brakowało mu tylko opaski na oko i miecza przy pasie.
- Rany, to nie wiarygodne. Od jakichś dwustu lat nikt mnie nie widział aż tu nagle zjawiłaś się ty i proszę… - powiedział szczerze zaskoczony.
- Tak zjawiłam się ja a ty teraz znikasz… to mój pokój i nie zamierzam dzielić go z jakimś dwustuletnim kowbojem – westchnęłam jednocześnie ciesząc się w duchu, że poszło tak gładko. Większość duchów jakie wcześniej spotkałam nie za bardzo chciało opuścić stały ląd. Nagle moja toaletka tak jak i obrazy na ścianach zaczęły się niebezpiecznie trząść, a duch chłopaka zaczął bardzo żywo gestykulować i mówić szybko po hiszpańsku.
- Nigdy, przenigdy nie słyszałem, żeby jednym słowem ktoś obraził jednocześnie mnie i moją rodzinę. My… hasta la muerte… pracowaliśmy uczciwie i broniliśmy naszej kolonii. Własną… sangrie… brudziliśmy ziemię, żeby teraz ktoś taki jak ty nawał nas… voguero… Co ty sobie w ogóle myślisz, que?! – wrzasnął duch wymachując mi palcem przed nosem. No nie, teraz przegiął. On sobie myśli, że co ja jestem? Encyklopedia?
- Słuchaj amigo… uspokój się z tymi sprzętami i przestań wymachiwać mi palcem przed nosem bo jak się wkurzę to wyfruniesz z tego pokoju w paru kawałkach, a nie w jednym – warknęłam podnosząc się z łóżka. Przykro mi, moja cierpliwość też ma swoje granice. Na szczęście tym razem duch okazał się mądry bo toaletka tak jak i obrazy uspokoiły się i przestały dygotać.
- Rafael – uśmiechnął się chłopak
- Que? – teraz to ja przeszłam na hiszpański.
- Jestem Rafael, powiedziałaś do mnie amigo, więc uznałem że będziesz chciała wiedzieć jak mam na imię. Jak brzmi twoje Amiga? – odpowiedział łagodnie Rafael patrząc mi w oczy
- Elizabeth, ale możesz mówić do mnie Beth – powiedziałam zrezygnowana. Zdałam sobie sprawę że wykurzenie tego voguero ( czym kol wiek to jest) będzie trudniejsze niż przypuszczałam.
- Miło mi – uśmiechnął się Rafe wyciągając przed siebie dłoń. Uścisnęłam ją odruchowo. Chwilę później Rafe zrozumiał co się właśnie stało. Ze zdziwieniem ujął moją dłoń i zaczął lekko dotykać.
- Niech zgodę. Nie wiesz jak to możliwe, że mogę cię dotknąć? – zapytałam lekko znudzona. Duchy zawsze tak reagowały. Szok był chyba wbudowany w ich istnienie.
- Otóż, jestem Pośredniczką – wyjaśniłam zabierając rękę z jego uścisku. Podeszłam do okna.
- Czym? – zapytał jeszcze bardziej zdezorientowany chłopak
- Pośrednik to osoba, która może rozmawiać z duchami i jako jedyna może ich również dotknąć – dodałam nie odwracając się. Rafe stanął obok mnie, przyglądając mi się uważnie. Spojrzałam mu w oczy. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem, pojawił się w nich Ian taszcząc mój worek treningowy.
- Gdzie to postawić? – sapnął, patrząc na mnie błagalnie.
- Oh, daj to! – warknęłam zirytowana. Wzięłam od niego worek i bez trudu przeniosłam go na drugi koniec pokoju.
- Tak w ogóle, po co ci worek? – zapytał, szczerze zaciekawiony
- Trenuję boks – powiedziałam, wieszając rękawice na haczyku przy ścianie. Odnotowałam w pamięci, żeby po obiedzie poprosić tatę, żeby zamontował mi w suficie jakiś hak na worek.
- Czy to znaczy, że mam na ciebie uważać? – wyszeptał obejmując mnie w pasie. Kątem oka zauważyłam jak Rafael zmrużył gniewnie oczy, gotowy do obronienia mnie.
- Najlepiej by było, gdybyś w ogóle przestał zwracać na mnie uwagę. Łapy precz matole – powiedziałam odsuwając go od siebie. Miałam ochotę mu przywalić.
- Czemu jesteś taka zła Beth? Przecież nie robię nic złego – powiedział niewinnym tonem.
- Ręce mnie świerzbią Ian i lepiej dla ciebie jeśli wyjdziesz zanim zdążę ci przywalić – ostrzegłam zaciskając dłonie w pieści. Chłopak wyszedł z mojego pokoju śmiejąc się głośno. Ja natomiast wręcz kipiałam ze złości. Podeszłam do mojego worka i zaczęłam walić w niego wściekle. Musiałam się na czymś wyładować, po prostu musiałam.
***
Po przepysznej kolacji ( nawet nie wiedziałam że mój tata tak świetnie gotuje) wróciłam do swojego pokoju mając nadzieję na ciszę i spokój. Zamknęłam za sobą drzwi i napotkałam pytające spojrzenie Rafaela.
- Jeszcze tu jesteś? – warknęłam rozeźlona. Naprawdę dużo bym dała byle by tylko być sama. Czy ja proszę o tak dużo?
- To mój pokój od jakichś 130 lat. Zostanę tu ile mi się będzie podobało – powiedział Rafe mrużąc przy tym oczy.
- No chyba sobie kpisz. Ten pokój przestał być twój odkąd się tu pojawiłam. Musisz sobie znaleźć inne mieszkanie, bo ja nie zamierzam się z tobą dzielić – powiedziałam zła. Dopiero teraz zauważyłam jak blisko siebie jesteśmy. Nasze oczy rzucały gniewne spojrzenia. Nie miałam zamiaru się poddać. Nagle Rafael przyciągnął mnie do siebie i na swoich wargach poczułam jego słodkie usta. Jego pocałunek był wspaniały. Odczułam go od czubka głowy po końce palców u stóp. Pod palcami czułam twarde mięśnie jego klatki piersiowej. Całował mnie długo i słodko a ja całkowicie zatraciłam się w jego pieszczotach. Po chwili mój otumaniony umysł wrócił do teraźniejszości. Odepchnęłam od siebie chłopaka i spojrzałam na niego bardzo, ale to bardzo zła.
- Jesteś z siebie zadowolony? – syknęłam znów zaciskając dłonie w pięści.
- Owszem, hermosa – odpowiedział, uśmiechając się szelmowsko. Zagotowało się we mnie ze złości.
Przestałam już nad sobą panować i spoliczkowałam go.
- Idę do łazienki. Jak wrócę, ciebie ma już nie być – powiedziałam i wzięłam koszulkę nocną oraz moją kosmetyczkę. Poszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Dzięki ciepłej wodzie spływającej po moim ciele, cała złość uleciała ze mnie w błyskawicznym tempie. Uspokoiłam się i pozwoliłam moim myślom wrócić do pocałunku Rafaela. Mimowolnie dotknęłam ust. Jego wargi były takie miękkie. Beth o czym ty myślisz. On jest duchem a ty nie zadajesz się z takimi jak on.
Wysuszyłam się i ubrałam. Kiedy wyszłam z łazienki Rafael leżał rozwalony na moim łóżku.
- Czy ja mówię w jakimś nie zrozumiałym języku? A może mam ci przeliterować? – zapytałam nieźle wkurzona. Cały mój spokój prysnął jak bańka mydlana.
- Chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc – odpowiedział spokojnie Rafael wstając.
- A więc dobranoc – powiedziałam obserwując każdy jego ruch. Chłopak podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
- Hasta luego mariposa – szepnął i znów mnie pocałował. Zanim zdążyłam się zamachnąć i trzasnąć go, on… zniknął… rozpłynął się w powietrzu.
- I nie wracaj – warknęłam cicho. W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech dochodzący jak by z oddali. Nastawiłam budzik i położyłam się w łóżku. Jeszcze długo nie mogłam zasnąć… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
CamilaDarien
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 16:10, 03 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
O... I moje ulubione!!! Rafael i Beth... Oj, będzie miał konkurencję... Czuję to po kościach. W pierwszych odcinku i już pocałunek... No, no, no... ![Smile](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
CzarnaLilia
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 22:16, 03 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
Rozdział 2
Śniło mi się coś bardzo dziwnego. Siedziałam na werandzie jakiegoś bardzo starego domu, obok mnie siedział Rafael. Oboje ubrani byliśmy w jakieś dziwne stroje… właściwie t ja byłam dziwnie ubrana. Miałam na sobie długą do ziemi suknię z gorsetem w kolorze granatowym. Nagle poczułam na swoim policzku ciepłą dłoń… To Rafael przybliżył się do mnie, ale coś było nie w porządku. Jego ramię krwawiło tak samo jak i miejsce w którym powinno być serce.
- Już niedługo będziemy razem, moja Lilianne – wyszeptał i pocałował mnie…
Zerwałam się z łóżka z krzykiem. Oddychałam ciężko rozglądając się po pokoju. Dopiero po chwili zaczęły wracać wspomnienia z poprzedniego dnia. Nie ma to jak koszmar pierwszej nocy w nowym miejscu. Odgarnęłam sobie włosy z czoła i podeszłam do okna. Słońce zaczęło wyłaniać się z za horyzontu. Oparłam łokcie o parapet i wbiłam wzrok w igiełki sosen rosnących obok naszego ganku. Zaczęłam się zastanawiać kim była owa Lilianne i dlaczego przyśniła się mnie.
- A już miałem nadzieję że obudzę cię pierwszy, mariposa – usłyszałam seksowny męski głos tuż przy swoim uchu, który przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Nie nazywaj mnie tak – powiedziałam odchodząc od okna. Poszłam do garderoby i zajęłam się przeglądaniem moich ubrań. Moja garderoba wręcz błagała o uzupełnienie. Nie mam innego wyjścia jak tylko pójść po szkole na zakupy. Po dłuższym namyśle wzięłam z szafy jeansowe szorty i niebieską, letnią bluzkę w czarne wzorki. Wyciągnęłam jeszcze świeżą bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Pozwoliłam moim włosom opaść swobodnie na plecy. Czasem mam wrażenie że one żyją swoim własnym życiem. Na przykład teraz... w jednej chwili były proste a parę minut później zaczęły kręcić się w całą masę niesfornych loków. Kiedy mieszkałam w Nowym Yorku nie zawracałam na to żadnej uwagi. Przez większość dni to miasto tonie w deszczu, więc od wilgoci włosy kręciły się każdemu. Tutaj jest zupełnie inaczej. Muszę przestać myśleć o tym co było… chociaż bardzo martwię się o mamę. Zanim wyjechałam obiecała mi że mnie odwiedzi. A wczoraj w ogóle jej nie było. Może miała jakieś ważniejsze sprawy? W końcu bycie duchem też do czegoś zobowiązuje. Wróciłam do pokoju. Na parapecie siedział Rafael. To chyba jego ulubiona miejscówka.
- Ładnie wyglądasz, mariposa – powiedział uśmiechając się.
- Dzięki – odpowiedziałam zabierając się do ścielania łóżka.
***
Kiedy ogarnęłam pokój i spakowałam swoją torbę w najpotrzebniejsze rzeczy spojrzałam ostatni raz w stronę Rafaela. Nie było go na parapecie ani w zasięgu mojego wzroku. Pewnie ulotnił się jak to duch… Odwróciłam się do drzwi, ale moja dłoń zamiast chwycić za klamkę, napotkała przeszkodę w postaci twardych mięśni brzucha Rafaela.
- Na dobry początek dnia – powiedział i złożył na moich ustach słodki pocałunek. A ja się dałam… znowu. Skłamię jeśli powiem że jego pocałunki mi się nie podobały. Ale do jasnej cholery, on jest duchem! Duchy nie mogą całować tak wspaniale! Delektowałam się jeszcze chwilę tym pocałunkiem dopóki Rafael uznał, że mi wystarczy i przerwał pocałunek.
- A niech cię. – warknęłam, przygryzając wargę. Moje dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści.
- Coś się stało, mariposa? – zapytał zatroskany. W tej chwili miałam wielką ochotę znów mu przyłożyć, ale tym razem tak, żeby zapamiętał sobie do końca życia.
- Czy zwróciłeś może uwagę dlaczego cię wczoraj spoliczkowałam? – zapytałam próbując wyrwać się z jego objęć. Niestety trzymał mnie w żelaznym uścisku, nie pozwalając ruszyć się chodźmy o milimetr.
- Nie za bardzo – przyznał, patrząc mi w oczy
- A szkoda… Puścisz mnie czy mam ci znów przywalić? – powiedziałam lodowatym tonem. Skończyła mi się cierpliwość. Rafael jednak chyba w cale nie zamierzał mnie puścić. I to był jego błąd. Zebrałam w sobie całą siłę i odepchnęłam go od siebie, przygważdżając jednocześnie do drzwi.
- Jeśli wczoraj nie wyraziłam się jasno to zrobię to teraz – syknęłam mrużąc oczy.
- Nie waż się mnie więcej dotykać, że o całowaniu już nie wspomnę. Następnym razem gdy zdąży ci się ”zapomnieć” o tym co ci teraz powiedziałam to obiecuję, że skopię ci tyłek i to tak dotkliwie żebyś więcej nie zapominał – powiedziałam groźnie
- Grozisz mi, mariposa? – zaśmiał się chłopak
- Ależ nie, ja cie tylko ostrzegam – odpowiedziałam i puściłam go. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Wciąż kipiałam ze złości. Jeśli dopisze mi to parszywe szczęście to jeszcze dzisiaj uda mi się dokopać Ianowi. Kiedy weszłam do jadalni, tato i Angel już siedzieli przy stole i pili poranną kawę.
- Dzień dobry – przywitałam się siadając na jednym z wolnych krzeseł
- Zawsze tak wcześnie wstajesz Elizabeth? – zapytała Angel z uśmiechem
- Czy to problem? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Oczywiście że nie kochanie. Tylko że reszta zawsze śpi do późna – zaśmiał się tata
- W Nowym Yorku to oni nie przeżyliby nawet godziny – westchnęłam biorąc od ojca kubek gorącej kawy. Upiłam łyk i mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak dobrą kawę potrafił parzyć tylko ojciec.
- Jadę dziś z wami do szkoły. Muszę podpisać wszystkie papiery u dyrektora – powiedział tata patrząc na mnie z troską.
- Tato jestem już duża i mogę sama wszystko załatwić – powiedziałam szybko. Jeszcze tego mi tylko brakowało, żeby ojciec jechał ze mną do szkoły pierwszego dnia.
- Cała matka – westchną ciężko tata. Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi. Bądź co bądź to mój staruszek, który zawsze będzie się o mnie martwić. Chodź jak dla mnie to już trochę na to za późno.
- O której będziesz w domu Angel? – zapytałam zwracając się do macochy.
- Dziś mam wolne a chciałabyś coś ode mnie Elizabeth? – zapytała również się uśmiechając
- Moja garderoba aż woła o wypełnienie. Prawie wszystkie moje ciuchy nie nadają się na ten klimat i muszę iść na zakupy. Zastanawiałam się więc czy nie wybrałabyś się ze mną do centrum handlowego – wyjaśniłam pijąc kawę.
- Nie ma problemu – odpowiedziała kobieta. Chwilę potem tato podał nam śniadanie. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam coś tak wspaniałego jak omlet przyrządzony przez tatę. Tata był mistrzem w gotowaniu to fakt, ale za to nie sprawdził się jako ojciec. Gdybym tylko mogła cofnąć czas i zapobiec jego wyjazdowi. Pamiętam jak płakałam wieczorami tęskniąc za nim okropnie. Wiele razy wyobrażałam sobie jak wraca i przytula mnie na powitanie, mówiąc jak bardzo tęsknił za mną i mamą. Niestety nigdy się tego nie doczekałam. Rok przed śmiercią mamy zdałam sobie sprawę z tego jaka byłam głupia wierząc, że jeszcze wróci. Obiecałam sobie wtedy, że gdy go spotkam to powiem mu wszystkie te rzeczy które dusiły mnie tam w środku. Szczerze współczuję tym którzy wychowywali się bez ojca tak jak ja. Bez konkretnego wzroku, człowiek może wyrosnąć na awanturnika albo zwykłego przestępcę. Ja na szczęście miałam jeszcze mamę i ten mój pieprzony ”dar”. Możecie mi wierzyć lub nie, ale ciężko jest stać się przestępcą gdy chodzi za tobą duch zmarłego policjanta… Tak, ten duch był najgorszy ze wszystkich jakie spotkałam. Chodząca księga praw i obowiązków zwykłego obywatela. Na szczęście kiedy dostałam w swoje ręce księgę egzorcyzmów, wysłałam go tam gdzie jego miejsce czyli do czyśćca albo gdzieś tam. Szczerze, to mało obchodzi mnie gdzie lądują ci wszyscy nieszczęśnicy. Moja robota polega tylko na tym żeby pomóc im przejść dalej, a jak nie chcą po dobroci to pomagam im siłą. Ale wracając do teraźniejszości… bardzo dziwi mnie to że oprócz Rafaela nie spotkałam tu żadnego innego ducha. A z tego co słyszałam powinny być ich tu tabuny.
Będę musiała zbadać tę sprawę głębiej.
Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha.
- Czego? – zapytałam wyrwana z zamyślenia
- Pytałem się czy masz czym wrócić do domu, młoda – usłyszałam obok siebie głos Iana
- Owszem mam, wrócę pieszo – odpowiedziałam uśmiechając się do niego słodko.
Zjadłam swój zimny, już omlet i dopiłam kawę. Wzięłam talerz oraz kubek i zaniosłam go do kuchni.
Umyłam szybko kubek i właśnie zaczynałam go wycierać, gdy do kuchni wszedł Ian.
- Co ty odwalasz młoda? – zapytał trochę nie przyjemnym tonem
- Sprzątam po swoim śniadaniu? – zapytałam ironicznie. Z Ianem nie da się inaczej. Może rękoczyny by coś tu jeszcze zdziałały.
- Nie o to pytałem – powiedział przyciągając mnie do siebie. Następny inteligentny … Dzięki ci borze za tego kto wynalazł ścierkę do naczyń. Niby taka nic nie znacząca szmatka, a tak wiele można nią zdziałać. Na przykład walnąć nią przyrodniego, starszego brata w głowę. Co właśnie uczyniłam.
- Ałć – syknął Ian puszczając mnie.
- Następnym razem zamiast ścierki to będzie moja pięść, a wierz mi nie chcesz sprawdzić jak będzie ona współpracować z twoim nosem – warknęłam zła. Skończyłam wycierać kubek i odstawiłam go do szafki. Wyszłam z kuchni zostawiając tam wciąż zszokowanego Iana.
- Ludzie zbieramy się ! – krzyknął tata, zabierając ze sobą kluczyki od auta. Wzięłam swoją torbę i poszłam za nim. Nowa szkoło strzeż się, nadchodzę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
CzarnaLilia
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 19:53, 05 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
Podróż do szkoły minęła nam nader spokojnie. Ojciec opowiadał mi o swojej pracy, co jakiś czas słuchając moich opowieści o życiu w wielkim mieście. Parę minut później dojechaliśmy do „Akademii Misyjnej im. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy” jak głosił napis na bramie. A już miałam nadzieję na normalne życie… Ojciec zaparkował i wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo, chociaż miałam wielką ochotę dać nogę z tego miejsca. Moje kochane ” rodzeństwo” zostawiło mnie i tatę, wdzięcznie udając że nie wiedzą kim jesteśmy. Ojciec ruszył do głównego budynku a ja z braku pomysłów na ucieczkę poszłam za nim. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy uczniowie przyglądali mi się z ciekawością. No tak byłam Nowa… Każdy Nowy musi przejść swoje w nowym miejscu. W Nowym Yorku ”nowi” są traktowani jak intruzi. W pierwszych dniach sprawdzamy ich reakcje… Są obserwowani na każdym kroku. Jeśli nie wyłamiesz się przez pierwszy tydzień, to zostajesz przyjęty. Ale jeśli nie daj Boże okażesz słabość, to niestety nie masz szans, jesteś niszczony do póki znów się nie przeprowadzisz. W Nowym Yorku byłam uznawana za jedną z najmocniejszych, każdy czuł przede mną respekt. Niestety, tutaj będę musiała zacząć wszystko od nowa. Wątpię żeby ktoś chciał się ze mną zaprzyjaźnić.
- W czym mogę pomóc? – zapytała nas jedna z sióstr nowicjuszek, siedząca przy biurku.
- My do Ojca Manuela – odpowiedział jej tato z uprzejmym uśmiechem. Nowicjuszka zniknęłam za sąsiednimi drzwiami, a chwilę później wróciła zapraszając tatę do środka. Usiadłam na krzesełku obok drzwi lekko zdenerwowana. Co ja tu robie do cholery? Dawno powinnam dać stąd nogę.
***
Jakieś pół godziny później siostra Klementyna ( dziwne imię) poprosiła mnie do gabinetu dyrektora. Weszłam posłusznie do pomieszczenia.
- A więc to ty jesteś Elizabeth – przywitał mnie staruszek siedzący za biurkiem. Mój ojciec wstał ze swojego miejsca.
- Wszystko załatwione Beth. Po lekcjach będzie czekał na ciebie Ian. Powodzenia kochanie – powiedział, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
- Usiądź Elizabeth – poleciła Ojciec Manuel. Usiadłam przed nim, patrząc na niego uważnie.
- Słyszałem. że w poprzedniej szkole nie sprawiałaś żadnych problemów wychowawczych, masz świetne stopnie i jesteś naprawdę pilną uczennicą – zaczął Ojciec Manuel
- I wyczytał to ksiądz z tych wszystkich papierków? – zapytałam nieco znudzonym tonem.
- Nie, powiedzieli mi to twoi poprzedni nauczyciele i znajomi ze szkoły – odpowiedział staruszek uśmiechając się dobrodusznie
- Szpiegował mnie ksiądz? – zapytałam oburzona.
- Lubię wiedzieć coś więcej o swoich uczniach – oznajmił Ojciec Manuel
- Skoro taka była księdza wola - odparłam zrezygnowana. Oboje podnieśliśmy się z foteli. Wyszliśmy z jego gabinetu. Siostra Klementyna wręczyła mi książki i kluczyk od szafki. Podziękowałam i poszłam za Ojcem Manuelem, który koniecznie chciał oprowadzić mnie po szkole.
Dotarliśmy do długiego rzędu szkolnych szafek. Szukałam swojej, która była gdzieś na końcu. Kiedy udało mi się ją w końcu znaleźć zauważyłam ducha jakiegoś chłopka. Był w moim wieku i nie wyglądał wcale tak przyjaźnie jak Rafael. Jego oczy rzucały gniewne spojrzenia w stronę Ojca Manuela.
- Chcesz oddać moja szafkę tej dzi*wce Ojcze Manuelu? – powiedział z gniewem
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a obiecuję że zamknę cię w tej szafce – warknęłam w stronę chłopaka.
- Brawo Elizabeth! - ucieszył się Ojciec Manuel. Dopiero po chwili dotarło do mnie co przed chwilą zrobiłam. Przemówiłam do ducha który przecież jest nie widoczny, a przynajmniej powinien być.
- Chwila… Ksiądz go widzi? – zapytałam szokowana.
- Oczywiście że mnie widzi. Ten stary dureń już od tygodnia próbuje namówić mnie do opuszczenia tego miejsca – prychnął z wyższością duch.
- Zamknij dziób kiedy żywi rozmawiają. – rzuciłam w stronę ducha, wciąż patrząc badawczym wzrokiem na księdza.
- Tak Elizabeth, widzę go tak samo wyraźnie jak ty. Kiedy twoi rówieśnicy powiedzieli mi że czasem zachowujesz się dziwnie, postanowiłem to zbadać i pomyślałem że pomożesz mi przekonać Simona do przejścia na drugą stronę – powiedział ksiądz łagodnie.
- Ty stary naiwniaku! Ciekawe co może mi zrobić taka su*ka jak ona! – zawołał Simon
- Mówiłam żebyś mnie wyzywał? Mówiłam! – krzyknęłam odwracając się w stronę Simona. Moje dłonie już wcześniej zacisnęły się w pięści, ale teraz pod wpływem emocji aż pobielały. Wzięłam zamach i zanim którykolwiek z obecnych zdążył zareagować, trzasnęłam Simona moim prawym sierpowym. Gdybym była zwykłym człowiekiem, moja ręka przeszłaby przez niego jak przez powietrze. Niestety na jego nieszczęście byłam pośrednikiem i mogłam nieźle dokopać takim jak ona nawet po śmierci. Kiedy moja pięść zetknęła się z jego nosem usłyszałam satysfakcjonujące chrupnięcie i jego nos zmienił swój kształt.
- Zapłacisz mi za to – syknął Simon i zniknął.
- Jak na razie ma go ksiądz z głowy – powiedziałam rozcierając nadgarstek. Otworzyłam swoją nową szafkę i włożyłam do niej książki razem z nowym planem lekcji. Zgodnie z rozkładem godzin miałam mieć teraz godzinę wychowawczą. Pożegnałam się z dyrektorem i poszłam korytarzem w stronę klasy.
***
W przerwie na lunch wyszłam na podwórko i usiadłam na trawie. Rozejrzałam się dookoła. W moją stronę szły dwie dziewczyny i dwóch chłopaków, niedaleko mojego miejsca zauważyłam też Iana z kumplami który uśmiechał się do mnie uwodzicielsko. Oj coś czuję, że on znów chce oberwać.
- Cześć – z zamyślenia wyrwał mnie głos szatynki która podeszła do mnie razem z trzema innymi osobami.
- Hej – odpowiedziałam uśmiechając się lekko. Zastanawiające jest to dlaczego w ogóle zainteresowali się nową? W Nowym Yorku czegoś takiego byś nie uświadczył. Ale ja nie jestem w Nowym Yorku i muszę się z tym pogodzić, chociaż bardzo mi tego brakuje.
- Jestem Sophie a to są Emily, jej chłopak Eric i jego brat Jacob – powiedziała szatynka przedstawiając swoich towarzyszy.
- Jestem Elizabeth ale mówcie mi Beth – powiedziałam ściskając rękę każdemu z osobna.
- A więc jesteś z Nowego Yorku jak słyszałam – odezwała się Emily siadając obok mnie na trawie.
- Tak. Czy to w czymś przeszkadza? – zapytałam. Emily jest podejrzliwa co dobrze o niej świadczy. Widać, że nie przyjaźni się z byle kim.
- Oczywiście, że nie. Po prostu jestem ciekawa dlaczego porzuciłaś życie w wielkim mieście po to żeby zamieszkać tu. – drążyła dalej temat. Przysięgam, zaczynała działać mi na nerwy.
- Miałam dość tego ciągłego deszczu. Lubię słońce a moja rodzina miała to szczęście żeby zamieszkać w jednym z najbardziej słonecznych miejsc na tej półkuli – skłamałam gładko. Nie lubię jak ktoś wściubia nos w nie swoje sprawy. Gdybym tylko mogła to na pewno wsiadłabym w pierwszy lepszy samolot lecący na północ i zostawiła to miejsce w diabły.
- Ja też uwielbiam słońce – uśmiechnął się do mnie przyjaźnie Jacob. Chyba tylko on i Sophie chcieli się tak naprawdę ze mną zaprzyjaźnić. Myślę, że nie pomyliłam się co do nich, ale czas pokaże…
***
Przez cały hiszpański i angielski próbowałam dowiedzieć się od Sophie, czegoś na temat Simona. Działam teraz nie jako uczeń a jako pośredniczka . Jeśli mam wysłać go na drugą stronę muszę wiedzieć o nim jak najwięcej. Okazało się że Simon był w przed ostatniej klasie, zabił się bo zerwała z nim dziewczyna zaraz po tym jak chciał się jej oświadczyć.
- To było straszne, podobno kiedy rodzice Caroliny, otworzyli drzwi, on stał z pistoletem przyciśniętym do skroni i zażądał rozmowy z ich córką. Kiedy powiedzieli mu że wyjechała do kuzynki… zastrzelił się – skończyła cicho swoją opowieść Sophie. A więc Simon był typem upartego jak osioł romantyka. Teraz mam jeszcze większy orzech do zgryzienia niż wcześniej.
- A czemu tak bardzo ciekawi cię ta historia? – zapytała podejrzliwie Sophie. Gdyby wiedziała, że siedzi w ławce obok dziewczyny która widzi duchy na pewno uciekłaby ode mnie z wrzaskiem. Pośrednik ma naprawdę parszywe życie. Pierwsza podstawowa zasada… im mniej osób wie o twoich zdolnościach tym lepiej dla ciebie. I tego się trzymajmy.
- Czytałam gdzieś, kiedyś o tym i po prostu chciałam dowiedzieć się czegoś więcej – odpowiedziałam kończąc pisać odpowiedzi do zadań. Jak dobrze, mam tak dobrze rozwiniętą podzielność uwagi. Rozejrzałam się po klasie. Skończyłam jako pierwsza. Podniosłam rękę.
- Tak panno Johnson? – zapytał pan Wallace
- Już skończyłam – oświadczyłam oddając mu kartkę do sprawdzenia. Nauczyciel odebrał moją kartkę i przeczytał odpowiedzi drapiąc się po głowie.
- Czy zrobiłam coś źle, proszę pana? – zapytałam niewinnie.
- Nie panno Johnson, wręcz przeciwnie. Zrobiłaś te zadania bezbłędnie – powiedział zaskoczony nauczyciel. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy wpisał do dziennika moją pierwszą tego dnia ocenę.
Wróciłam do ławki. Parę minut potem nauczyciel oznajmił koniec lekcji. Wyszliśmy z klasy. Jak dobrze , że była to już moja ostatnia.
- Za trzy godziny jedziemy z chłopakami na plażę, jedziesz z nami? – zapytała Sophie zmierzając w kierunku rzędu szafek.
- Z chęcią – odpowiedziałam podchodząc do mojej. Obok niej znów stał Simon rzucając mi gniewne spojrzenia. No nie, kiedy ten kretyn zda sobie sprawę, że jego czas już minął?
- Ta szafka jest moja – syknął w moją stronę
- Była twoja, ale teraz jest moja, więc bądź tak miły i spadaj – powiedziałam cicho. Nie chciałam żeby stojąca niedaleko nas Sophie mnie usłyszała. Włożyłam książki do szafki i zamknęłam ją z trzaskiem.
- Do zobaczenia Beth. Wpadniemy po ciebie! – zawołała Sophie na pożegnanie i pobiegła do wyjścia.
Kiedy ucichły odgłosy jej kroków, odwróciłam się w stronę mojego nie proszonego gościa z groźnym wyrazem twarzy.
- A teraz sobie pogadamy – powiedziałam ostro. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
CzarnaLilia
Początkujacy
![Początkujacy Początkujacy](http://www.rebelderbdlafamilia.fora.pl/images/galleries/9142050094cff80682bcd6-812968-wm.png)
Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kroczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 20:10, 09 Lut 2012
|
![Powrót do góry Powrót do góry](http://picsrv.fora.pl/fiblack3d/images/icon_up.gif) |
- Nie mam zielonego pojęcia dlaczego ciągle szlajasz się po tej szkole, zamiast cieszyć się nowym życiem tam gdzie twoje miejsce. Powiem szczerze, że mało mnie to obchodzi. Jednak muszę cię znosić ponieważ uwziąłeś się na tą biedną szafkę, żeby koniecznie zaklepać ją jako swoją już na wieczność. Pewnie twoje widzimisię doszłoby do skutku gdybym nie pojawiła się ja i nie podjęła się odebrania ci twojej ukochanej szafki. Jestem złą kobietą – powiedziałam kpiącym tonem. Kiedy skończyłam mówić Simon aż gotował się ze złości.
- Trzymaj na wodzy swoje hormony i zniknij z łaski swojej bo słyszę , że ktoś tu idzie – dodałam cicho a Simon zniknął. No proszę, a jednak czasem da się go opanować.
- Beth jesteś tu? – usłyszałam zdenerwowany głoś Iana. Cholera, zapomniałam że to właśnie z nim miałam dziś wracać do domu. Poprawiłam torbę na ramieniu i poszłam w stronę Iana.
- Musiałam zamknąć szafkę – powiedziałam cicho po czym ruszyłam w stronę drzwi. Nie zdążyłam jednak do nich dojść ponieważ poczułam jak chłopak łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Kiedy wpadłam w jego silne ramiona poczułam na ustach namiętny pocałunek. Jego język wtargnął do moich ust . Nie wiem dlaczego, ale przed oczami miałam Rafaela i to właśnie to wspomnienie mnie oprzytomniło. Odepchnęłam od siebie Iana wymierzając mu przy tym siarczysty policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mnie całować! – krzyknęłam wycierając usta ręką.
- Możesz ode mnie uciekać Beth ale i tak będziesz kiedyś moja. Jeśli nie teraz to później – powiedział Ian z satysfakcją. Zaczęłam się śmiać.
- Ja nigdy nie będę twoja Ian i pogódź się z tym wreszcie – powiedziałam pewnym tonem. Wyszłam ze szkoły i poszłam na parking. Wsiadłam do samochodu Iana. Chwilę potem wyjechaliśmy poza teren naszej Akademii Misyjnej i pojechaliśmy do domu.
***
- Jesteśmy w domu! – krzyknęłam zamykając za sobą drzwi. Z kuchni wyszedł tata ubrany w fartuch, pewnie właśnie gotował obiad.
- No i jak było? – zapytał całując mnie w policzek na powitanie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Super. Dostałam dziś moją pierwszą ocenę – pochwaliłam się. Chciałam sprawić mu przyjemność.
- A co to za ocena? – uśmiechnął się wyżerając ręce o fartuch. Pokazałam mu na palcach a on uścisnął mnie rozpromieniony.
- Pójdę już do siebie – mruknęłam wyswabadzając się z jego objęć. Poprawiłam torbę na ramieniu i poszłam na górę do swojego pokoju.
- Jak miną dzień, mariposa? – usłyszałam głos Rafaela jak tylko zamknęłam za sobą drzwi.
- Nawet nie pytaj – westchnęłam siadając na łóżku. Wzięłam torbę i odwróciłam ją do góry dnem. Na pościel wyleciały zeszyty i długopisy. Sprawdziłam która godzina i bez słowa zaczęłam rozwiązywać zadania z pracy domowej. Nie minęło może pół godziny jak wszystko skończyłam. Odłożyłam zeszyt od trygonometrii i odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na okno. Rafael siedział na parapecie czytając moje notatki z historii.
- Wyczytałeś tam coś ciekawego? – zapytałam wstając z łóżka. Chłopak uśmiechnął się i zamknął zeszyt. Podeszłam do okna i sprawdziłam czy ktoś nie przyjechał, jednak nasz podjazd był pusty.
- Spotkałam dziś jednego z twoich kumpli. Chyba nie był specjalnie zadowolony moim pojawieniem się – powiedziałam nie patrząc na Rafaela.
- Kumpla? – zapytał zdziwiony chłopak
- Nie czułeś ostatnio jakiegoś poruszenia w waszym świecie? – zapytałam niewinnie. Jeśli mam odesłać tego kretyna dalej to muszę wiedzieć jak najwięcej.
- Jakiś miesiąc temu pojawił się nowy. Jest z tond. Niedawno coraz bardziej jest rozgniewany. Ojciec Manuel bezskutecznie próbuje go z tond odesłać – powiedział Rafe.
- Czyli w sprawie Simona wiesz tyle co ja. To znaczy prawie nic. Dzisiaj facet dostał ode mnie po gębie i wychodzi na to ze wkurzyłam go jeszcze bardziej – powiedziałam pocierając ręką czoło. Od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie już głowa. Rafael spojrzał na mnie z troską w oczach. Do czego to doszło… Duch który martwi się o Pośredniczkę… rozczulające. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam torbę którą wczoraj nie do końca wypakowałam. Wyłowiłam z niej mój portfel. Na szczęście dzięki pracy kelnerki, którą miałam w NY moje sprawy finansowe nie są w złym stanie. Zaczęłam na siebie zarabiać od 14 roku życia.
- Później zastanowię się co z tym fantem zrobię. Jadę teraz na zakupy a ty bądź tak miły i pilnuj żeby nikt mi tu nie wlazł – powiedziałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół. W salonie znalazłam Angel i Cath. Chyba coś było nie tak bo na twarzy Angel widać było zawód a Cath był wściekła.
- Coś się stało? – zapytałam patrząc na nie obie.
- Niech cie to nie obchodzi – powiedziała dziewczyna wrogim tonem.
- Cath pobiła dzisiaj swoją koleżankę – westchnęła Angel i podniosła się z fotela. Wyszla z salonu i poszła do kuchni w której tłuk się tata.
- Co się stało młoda? – zapytałam przybierając już swój normalny ton.
- Mówiłam żebyś przestała się tym interesować – warknęła rozeźlona Cath.
- Słuchaj, może i za mną nie przepadasz i traktujesz mnie tu jak intruza, ale kiedyś w końcu pogodzisz się z moją obecnością tutaj. Wychowałam się bez ojca, potem zmarła mi mama i musiałam liczyć na samą siebie. Ty nie masz wcale tak ciężko. Twoja mama i mój tata bardzo cię kochają a ty odwdzięczasz im się w taki sposób. Naprawdę nie wiem co ja ci takiego zrobiłam ale nie zamierzam się z tond wyprowadzać i stać z boku, kiedy ty powolutku rozpieprzasz mi rodzinę – powiedziałam również zła. Nie mogłam pozwolić żeby ta smarkula zniszczyła to co Angela i mój tata tak usilnie próbowali stworzyć. Jak zwykle ona coś zepsuje a ja muszę to naprawiać. Wyszłam z salonu zostawiając Cath samej sobie. Poszłam do kuchni.
- Angel, pojedziesz ze mną na te zakupy? Później jestem umówiona na małą wycieczkę – powiedziałam przerywając rozmowę ojca i macochy.
- Z kim? – zapytali jednocześnie.
- Z nowymi koleżankami z klasy – odpowiedziałam uśmiechając się.
- Tylko? – zapytał ojciec podejrzliwie
- A gdzie jedziecie? – dodała Angela
- Mają mnie zabrać na plażę za 2 i pół godziny – powiedziałam ignorując pytanie ojca.
- Dobrze w takim razie zaraz jedziemy. Wrócimy na obiad kochanie – powiedziała Angela i pocałowała ojca w usta. Wyszłam z kuchni dając im trochę prywatności. Wyszłam z domu rozglądając się dookoła. W na parapecie mojego okna siedział jak zwykle Rafael. Pomachałam mu uśmiechając się delikatnie. Drzwi za moimi plecami otworzyły się.
- No to jedziemy? – zapytała Angela podchodząc do swojego samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i zamknęłam za sobą drzwi.
***
Jakąś godzinę później wracałyśmy do domu obładowane zakupami. Uzupełniłam moją garderobę i znacznie wyszczupliłam moje zapasy finansowe. Za to mogłam pochwalić się dużą ilością lekkich ubrań.
- Dziękuję , że poświęciłaś mi trochę czasu Angel – powiedziałam uśmiechając się do macochy.
- Nie ma sprawy Elizabeth. Pamiętaj że zawsze możesz do mnie przyjść a ja zawsze ci pomogę – odpowiedziała z uśmiechem. On tak strasznie przypominała mi mamę. Szkoda, że nie ma jej tu wraz ze mną. Weszłyśmy do domu i zostałyśmy przywitane smakowitym zapachem pieczeni. Wzięłam wszystkie moje torby i poszłam z nimi do mojego pokoju. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, Rafaela nigdzie nie było. Poszłam więc do garderoby i ułożyłam w niej nowe ubrania. Zabrałam nowy strój kąpielowy i lekką sukienkę. Poszłam do łazienki by się przebrać. Kiedy wyszłam, poczułam jak wokoło mojej talii zaciskając się silne, męskie ramiona.
- Ślicznie wyglądasz, mariposa – wyszeptał mi do ucha Rafael.
- Aleś mnie wystraszył, myślałam że to Ian znów przyszedł mnie dręczyć – odetchnęłam z ulgą.
- Obiad! – krzyknął tata z dołu. Odsunęłam od siebie ręce Rafaela.
- Muszę iść – powiedziałam i poszłam do drzwi.
- Hej, nie zapomniałaś o czymś, mariposa? – zapytał patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Uniosłam do góry brwi zastanawiając się o co mu chodziło. Westchnęłam ciężko i podeszłam do niego. Wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek. Wyszłam z pokoju zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
***
Dokładnie pół godziny później, pod mój dom podjechał nieznany mi samochód. Wysiadła z niego Sophie i Jacob. Tata otworzył im drzwi i zaprosił do środka, ja natomiast siedziałam jeszcze w salonie i słuchałam rad Angeli w sprawie zagrożeń czekających mnie na plaży.
- I pamiętaj jeśli zauważysz jakiegoś faceta który zbyt intensywnie ci się przygląda… uciekaj natychmiast. Jeśli pójdzie za tobą krzycz – powiedziała już po raz setny. Ciekawe jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się ile męskich tyłków skopałam w NY, nie licząc oczywiście tych martwych.
- Dobrze Angelo, będę ostrożna – obiecałam poprawiając torbę na ramieniu. Spakowałam do niej wszystkie potrzebne rzeczy. Obie wyszłyśmy z salonu i poszłyśmy do ojca który rozmawiał akurat z Jacobem.
- Hej Beth, jak leci? – zapytała Sophie uśmiechając się
- Jakoś – odpowiedziałam witając Jacoba skinieniem głowy.
- No to bawcie się dobrze – powiedziała Angela obejmując mojego tatę w pasie
- Przywieź ją o przyzwoitej porze, młody człowieku – powiedział na pożegnanie tata.
- Tato daj spokój – jęknęłam kręcąc głową. Tato uśmiechnął się tylko. Razem z przyjaciółmi wyszłam z domu. Wsiedliśmy do auta, ale coś było nie tak. Na tylnym siedzeniu siedział Simon i szczerzył się do mnie bezczelnie. Usiadłam obok niego.
- Tęskniłaś za mną mała? – zapytał kpiącym tonem
- Co ty tu robisz? – syknęłam ledwo dosłyszalnie
- Jadę się poopalać – odpowiedział i nie odezwał się już do mnie do końca podróży. A sądziłam, że ten dzień będzie udany… Nie dość, że spotkałam go dwa razy w szkole, potem Ian mnie sterroryzował to jeszcze teraz muszę użerać się z tym bezczelnym kretynem… Po takim dniu mam chyba prawo na odrobinę odpoczynku! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
![Zobacz profil autora Zobacz profil autora](http://picsrv.fora.pl/Play/images/lang_polish/icon_profile.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Play/images/spacer.gif) |
Strona 1 z 1 |
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group Play Graphic Theme
|